W czwartek WIG20 stracił prawie 0,8 proc. i niewiele brakowało, aby naruszona została psychologiczna bariera 1900 pkt. Część analityków obstawiała, że do ataku podaży na ten poziom dojdzie w piątek. Owszem takie próby były podejmowane, jednak ostatecznie to byki wyszły z tego pojedynku zwycięsko.

Początek piątkowej sesji to typowe przeciąganie liny. Ani popyt, ani podaż nie miały pomysłu na rozegranie sesji według własnego scenariusza. W końcu jednak to kupujący postanowili przystąpić do akcji. Trudno to jednak nazwać jakimś spektakularnym atakiem. WIG20 zyskiwał przed południem około 0,4 proc. Zaraz jednak po godz. 12 podaż wyprowadziła kontrę. W efekcie indeks największych spółek zaczął tracić na wartości i znów pojawiło się widmo przełamania poziomu 1900 pkt. Na szczęście do tego nie doszło. W drugiej części notowań popyt wziął się w garść i znów wyprowadził WIG20 na plus.

Sprzyjała temu sytuacja zewnętrzna. Czołowe europejskie indeksy w ciągu dnia zyskiwały około 1 proc., a jakby tego było mało, od wzrostu rozpoczęła się sesja na Wall Street. W dużej mierze zwyżki te były napędzane drożejącą ropą naftową. W takim otoczeniu naszemu rynkowi nie przystało wręcz zakończyć dnia spadkami. Ostatecznie WIG20 zyskał 0,75 proc. i następny tydzień rozpocznie z poziomu 1919 pkt. Cieniem na piątkowych osiągnięciach kładzie się statystyka dotycząca aktywności inwestorów. Obroty na całym rynku nie przekroczyły 600 mln zł, co nawet jak na nasz parkiet jest wynikiem mizernym. W ostatnim czasie coraz częściej jednak daje się zauważyć bierną postawę inwestorów.

Piątkowa sesja znacząco nie poprawiła słabego bilansu całego tygodnia na warszawskiej giełdzie. WIG20 stracił w ciągu pięciu sesji ponad 2 proc. Pozostaje mieć nadzieję, że wciąż jest to tylko korekta po ostatnich zwyżkach, a nie pierwsze oznaki ponownego zniechęcenia inwestorów do naszego rynku akcji.

[email protected]