Rynek z kolei jest ostatnio bardzo wyczulony na kwestie powiązane ze stopami procentowymi czy inflacją, więc powróciła większa zmienność indeksów.

Wspomniane na wstępie słowa Jerome Powella padły we wtorek i od tego czasu koniunktura się pogorszyła. Wraz z umocnieniem dolara obniżyły się ceny surowców, a kapitał zaczął odpływać z rynków wschodzących. Nasz rynek jest szczególnie uzależniony od zagranicznych inwestorów, więc już wczorajsza sesja prezentowała się bardzo słabo. Indeks WIG20 przełamał ważne wsparcie w postaci minimów z grudnia oraz początku lutego. Początek dzisiejszej sesji był tego konsekwencją. Zniżki były bowiem kontynuowane, a nastrojów nie mogły wesprzeć publikowane o poranku dane. Mowa o serii wskaźników PMI dla przemysłu, które zawsze podawane są na początku miesiąca. Indeksy te dla wielu europejskich krajów spadły drugi miesiąc z rzędu i nie brakowało wskazówek, że ten niekorzystny trend może być kontynuowany. Warto przede wszystkim wspomnieć o najniższym od 11 miesięcy wzroście zamówień eksportowych dla strefy euro. Spowolnił też wzrost zatrudnienia. Fabryki wygenerowały również niższy popyt na komponenty wykorzystywane przy produkcji, których subindeks wzrósł najsłabiej od siedmiu miesięcy. Co jest tego przyczyną? Przynajmniej po części wynika to z przegrzania koniunktury. Dobrym przykładem jest rynek niemiecki, gdzie dalej pogarszał się wskaźnik czasu dostaw i znalazł się najniżej w historii zbierania danych, czyli od 22 lat. Dane nie były więc złe, ale sygnalizowały to, czego inwestorzy obawiają się najbardziej – schyłkowy moment we wzrostowym cyklu, kiedy zamiast ożywienia koniunktury otrzymujemy wzrost inflacji.

Po południu poranne minorowe nastroje nieco się poprawiły. Wpływ na to mieli Amerykanie, którzy pozostają głównym źródłem optymistów na globalnych parkietach. Dobrze przyjęto też dane zza oceanu. Preferowana przez Fed miara inflacji nie zmieniła swojego rocznego tempa wzrostu i od czterech miesięcy wynosi 1,5%, co daje bezpieczny bufor do celu banku centralnego na poziomie 2%. Z kolei indeks ISM dla przemysłu zaskoczył pozytywnie i wzrósł do najwyższego poziomu od maja 2004 roku. Pozwoliło to ustabilizować nastroje i zmniejszyć skalę wcześniejszych spadków. Ostatecznie indeks WIG20 i tak zmniejszył swoją wartość o 1,2%, a strata byłaby większa gdyby nie lepsze zachowanie spółek energetycznych. Tym samym początek miesiąca okazuje się niezwykle nerwowy i sygnalizuje, że kapitał globalny przechodzi z trybu chęci generowania zarobku do fazy obawy przed głębszymi spadkami.