Eksperci rynkowi są zgodni co do tego, że ostatnia siła amerykańskiego rynku akcji to pokłosie polityki monetarnej. – Zmiana polityki Fedu ma znaczenie i jej konsekwencją jest bardzo mocny początek 2019 r., który nastąpił po fatalnym grudniu 2018 r. Ponieważ wzrost obejmuje szerokie grono spółek z S&P 500, a P/E jest umiarkowanie powyżej średniej liczonej dla indeksu od 1954 r. to wydaje się, że aktualny układ nie przekreśla szans na pokonanie historycznego maksimum – mówi Sobiesław Kozłowski, ekspert Noble Securities. Dane historyczne dają podstawy do takiego optymizmu.
Statystyki dla byków
– Po ostatnim posiedzeniu Fedu coraz więcej wskazuje na to, że grudniowa podwyżka stóp była ostatnią w tym cyklu. To samo mówi analiza kontraktów na stopy procentowe w USA. Historia pokazuje, że zakończenie procesu normalizacji polityki monetarnej w USA to ważny sygnał dla globalnych rynków akcji. Analizując ostatnie tego typu przypadki (1989, 2000, 2006) otrzymujemy kilka cennych wskazówek – tłumaczy Piotr Kaźmierkiewicz, analityk CDM Pekao. Ekspert podkreśla, że w każdej z trzech analizowanych sytuacji S&P 500 rósł jeszcze przez ponad kwartał. Okazuje się, że w 2000 r. od ostatniej podwyżki do szczytu minęło dokładnie 15 tygodni. W 1989 i 2006 r. okres ten był dłuższy i wyniósł nieco ponad rok. – Gdyby założyć, że rynek kontraktów na stopy procentowe ma rację (koniec podwyżek), to 10 kwietnia mija 16. tydzień od wygenerowania sygnału. W najgorszym przypadku oznacza to, że właśnie formujemy szczyt wieloletniej hossy. W najlepszym zaś historyczne maksimum wypadnie dopiero w drugim kwartale 2020 r. – mówi Kaźmierkiewicz. Okazuje się, że jest ważny argument przemawiający jednak za wariantem optymistycznym. – Obserwowany w ostatnich tygodniach ruch niemal dokładnie pokrywa się z tym, jaki zanotowaliśmy w 1989 r. Solidna zwyżka trwała wówczas 32 tygodnie od sygnału, a na poważniejsze zejście trzeba było czekać aż 72 tygodnie. Wtedy dopiero, po powtórnym szczycie (lekko poprawionym), rozpoczął się dynamiczny ruch spadkowy – dodaje ekspert. Taki scenariusz wpisuje się w ten nakreślony przez Wojciecha Białka w ostatnim odcinku Loży Parkietu. Na podstawie inwersji krzywych rentowności ekspert prognozował recesję w USA w kwietniu 2020 r. Wygląda więc na to, że nowy rekord na S&P 500 to kwestia nieodległej przyszłości.
Niepokojąca luka
Okazuje się jednak, że wybicie nowego maksimum może nieco odwlec się w czasie. Wskazuje na to bowiem analiza wykresu i bardzo skuteczny sygnał, który się w ostatnich dniach pojawił. – Zwolennicy grania długich pozycji na razie nie przejmują się formacją klina oraz niedomkniętą, tygodniową luką hossy z początku miesiąca. Na przestrzeni ostatnich 30 lat pojawiło się jedynie 19 takich luk, co pokazuje, jak nietypowa sytuacja miała ostatnio miejsce. Za każdym razem, kiedy na wykresie pojawiała się przestrzeń punktowa pomiędzy dwoma średnioterminowymi świeczkami, indeks S&P 500 korygował się później do niedomkniętej luki. Posiłkując się badaniami za ostatnie trzy dekady, należałoby zatem postawić tezę, że benchmark szerokiego rynku z prawdopodobieństwem bliskim 100 proc. powinien w niedalekiej przyszłości wykonać krok w tył do wysokości 2848,63 pkt – tłumaczy z niemal chirurgiczną precyzją Piotr Neidek, analityk techniczny DM mBanku. Jego zdaniem taka korekta jest tylko kwestią czasu, choć w ujęciu krótkoterminowym na razie nie widać na wykresie sygnałów sprzedaży. Ruch powrotny może więc zostać wykonany jeszcze przed atakiem na szczyt lub po nim. Biorąc jednak pod uwagę skalę trwającej od grudnia fali wzrostowej, takie schłodzenie rynku będzie wręcz wskazane, jeśli przed nami jeszcze rok hossy.