Kamil Cisowski, analityk DI Xelion
Jeżeli prezydent Trump chciał nałożeniem dodatkowych ceł na chiński import wywrzeć presję na Fed, a tym samym ucieszyć rynki akcji perspektywą niższych stóp procentowych, odniósł połowiczny sukces. Rentowności amerykańskich 10-latek spadły w piątek do nowych dołków (1,77%), nikt już nie wierzy w tylko jedną dodatkową obniżkę stóp w tym roku (prawie, obecne wyceny prawdopodobieństwa takiego scenariusza to 17,4%, podczas gdy szansa na kolejne trzy ruchy to na moment dzisiejszy 32,5%). Na rynkach akcji zapanował całkowity popłoch, a piątkowa sesja zamieniła ubiegły tydzień w najgorszy od miesięcy. DAX stracił 3,1%, CAC40 3,6%. Na tle Europy Polska w teorii wyglądała dobrze – WIG20 stracił skromne 1,1%, mWIG40 0,1%, a sWIG80 0,7%, ale w perspektywie ostatnich pięciu dni łączna stopa zwrotu z głównego indeksu była zbliżona do tego, co widzieliśmy za zachodnią granicą czy za oceanem.
S&P500 straciło 0,7%, a NASDAQ 1,3%. Na pozór wydaje się to dobrym wynikiem na tle Europy, ale tam skumulowały się spadki z dwóch sesji w USA. Sobotnia publikacja raportu Berkshire Hathaway i tradycyjny komentarz Warrena Buffetta, w którym stwierdził, że wojna handlowa zagraża „wszystkim inwestycjom w portfelu" konglomeratu cementuje u progu nowego tygodnia negatywne nastroje.
Dzisiejsza sesja w Azji to drastyczna przecena na praktycznie wszystkich parkietach, a liderem jest Hong Kong, gdzie główny indeks spada w momencie pisania komentarza o 2,8%. Przewodnictwo w spadkach nie jest zapewne przypadkowe, po kolejnym weekendzie protestów na wyspie C.Lam, namaszczona przez Chiny szefowa tamtejszej administracji, określiła sytuację jako „bardzo groźną", autonomia jest praktycznie sparaliżowana, a zagrożenie interwencją wojskową coraz większe.
Notowania futures wskazują, że na giełdach europejskich i amerykańskich rozpoczniemy dzień z potencjałem do około półtoraprocentowych spadków, ale skala korekty może szybko zrobić się znacznie poważniejsza – pierwszym poważnym wsparciem dla S&P500 są okolice 2750 pkt. Donald Trump nałożył rynkom pętlę na szyję, trudno oczekiwać, żeby wycofał się z eskalacji wojny handlowej przed posiedzeniem Fed we wrześniu, co daje wiele czasu do spadków. Jego weekendowa wypowiedź, że „sprawy z Chinami idą doskonale" ma ewidentnie tragikomiczny charakter, a wiarygodność prezydenta jest tak niska, że jego werbalne interwencje nie będą miały już wielkiego znaczenia. Bloomberg donosi, że władze w Państwie Środka zwróciły się do państwowych spółek z dyspozycją wstrzymania importu amerykańskich surowców rolnych, w następnej kolejności należy się zapewne spodziewać sugerowanej wcześniej interwencji w eksport metali ziem rzadkich oraz punktowych uderzeń w amerykańskie spółki działające na chińskim terytorium (pierwszą ma być Fedex). Pierwsza reakcja jest już doskonale widoczna, yuan osłabił się do dolara o niemal półtora procent, a kurs USDCNY przekroczył symboliczną barierę 7.0, co można uznać za nieformalne przyzwolenie na deprecjację tej waluty. Rynki walutowe może czekać fala dużej zmienności, tym bardziej, że w przypadku wydłużania się wojny handlowej Chiny mogą zasugerować sięgnięcie po być może najpotężniejszy środek w swoim arsenale, czyli odejście od przyjmowania płatności w dolarach za przynajmniej część swojego eksportu.
W obecnej sytuacji czynnikiem, który mógłby wywołać całkowitą panikę byłyby jakiekolwiek przesłanki, że Fed nie zamierza poddać się szantażowi prezydenta. Ruch rentowności w górę okazałby się zapewne katalizatorem spadków na rynku akcji. O ile to nie nastąpi, ochronę portfelom wydaje się dawać złoto, które już przy tych rentownościach ma otwartą perspektywę do ataku na strefę 1480-1500 $/ou. i wzrost cen nawet do okolich 1700 dolarów za uncję przed końcem roku. Kluczowe dla wielu klas aktywów będzie zachowanie dolara, który na razie, podobnie jak w 4Q2018 zaczął się osłabiać w miarę narastania konfliktu z Chinami i może lekko uspokajać nastroje poza USA. Spodziewamy się relatywnej siły GPW w tym otoczeniu, ale wzrosty w ujęciu nominalnym są na razie mało prawdopodobne.