Kamil Cisowski, analityk DI Xelion
Przebieg piątkowej sesji w Europie i USA miał być całkowicie uzależniony od wystąpienia Jerome'a Powella w Jackson Hole i modyfikacji forward guidance amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Przewodniczący Fed, zgodnie z naszymi oczekiwaniami, mówił o sile gospodarki amerykańskiej, jednocześnie zauważając istotne ryzyka dla niej i zapowiedział obniżkę stóp o 25 pb we wrześniu. Wprawdzie nie zrezygnował z retoryki z poprzedniego posiedzenia, ale jego słowa, że „Fed będzie podejmował stosowne działania" wystarczyły, by pierwszą reakcją rynku było utwierdzenie się w przekonaniu, że FOMC podda się presji rynku i prezydenta Trumpa. Czy to przekonanie utrzymałoby się samoistnie przynajmniej do końca sesji, nie było inwestorom niestety dane zobaczyć.
W nieco zaskakujący sposób Chiny wybrały piątek, by ogłosić listę swoich odwetowych ceł, które w sposób dopasowany do działań administracji amerykańskiej. Wartość objętych nimi towarów to około 75 mld USD rocznie, utrzymywany jest cały czas kierunek skupiania się na atakach w stany, w których elektorat prezydenta Trumpa jest najsilniejszy, co będzie realizowane m.in. poprzez karne stawki na surowce rolne, samochody i ropę. Działanie chińskiego rządu wystarczyło, by indeksy europejskie, utrzymujące się w pierwszej połowie dnia na plusach, zanurkowały poniżej kreski, osiągając pierwsze dołki po godzinie czternastej. Potem podjęto ponowną próbę odbicia, która zamieniła się w walkę o zamknięcie w okolicach zera w trakcie wystąpienia szefa Fedu.
Drugiego uderzenia Europa nie była jednak w stanie wytrzymać. Prezydent Trump, robiąc krótką przerwę na atak na FOMC, zapowiedział, że w odpowiedzi na działania Chin podwyższy stawkę na 250 mld USD importu (tego objętego pierwszymi cłami) z 25% do 30% od 1 października, a dodatkowe cła, które miały zostać wprowadzone 1 września oraz 15 grudnia będą objęte stawką 15% zamiast pierwotnie planowanych 10%. Szybkość reakcji wskazuje, że nie są to żadne przemyślane rozwiązania, a raczej spontaniczne ruchy zamierzone na to, by Biały Dom „miał ostatnie słowo". Cały świat stał się zakładnikiem chaotycznych, szkodliwych działań jednej osoby, przekroczona została także granica, przed którą wydawało się, że istnieją jakiekolwiek szanse na zatrzymanie wojny handlowej. W tej chwili wydaje się, że będzie to możliwe dopiero, gdy wyrządzi ona trwałe, poważne szkody globalnej gospodarce, co wspiera scenariusz silnego spadku na rynkach akcji, obniżenia rentowności na świecie do bezprecedensowych poziomów oraz dalszego wzrostu cen złota. To właśnie kruszce były największym beneficjentem ostatnich wydarzeń, ceny złota tymczasowo przekroczyły poziom 1550 USD, a obecnie notowane są powyżej 1540 USD.
Giełdy w Europie traciły w piątek od 0,5% (FTSE 100) do 1,7% (FTSE MiB), co oznacza, że dziś czekają je bardzo poważne spadki. WIG20 spadł o 0,2%, mWIG40 i sWIG80 o niecałe 0,1%, przynajmniej duże spółki będą dzisiaj pod silną presją. Finalna skala strat w USA to bowiem 2,4% (DJIA) do 3,0% (NASDAQ), trzyprocentową przecenę notuje w momencie pisania Hang Seng, ponad dwuprocentową Nikkei.
Choć u progu ostatniego tygodnia sierpnia kluczowe będzie, czy rynki nie wpadną w całkowitą panikę związaną z perspektywą „handlowej wojny bez granic" w Europie istotne dziś i jutro będzie też to, czy Ruchowi Pięciu Gwiazd oraz Partii Demokratycznej uda się uformować nowy rząd, którego liderem prawdopodobnie zostałby Roberto Fico albo Giuseppe Conte. Jeżeli do porozumienia nie dojdzie, Włochy staną przed perspektywą przedterminowych wyborów i powrotu Ligi do władzy. Wsparciem dla kontynentu może być dzisiaj święto w Wielkiej Brytanii, przez które giełda w Londynie będzie zamknięta, wciąż można się spodziewać też jakichś niespodzianek ze szczytu G-7 w Biarritz. W USA opublikowane będą dziś istotne dane o zamówieniach przemysłowych.