Dow Jones Industrial tracił na początku poniedziałkowej sesji 2,7 proc., S&P 500 spadał o 2,3 proc. a Nasdaq Composite tracił 1,8 proc. Niemiecki DAX zniżkował wówczas o 1,2 proc. , brytyjski FTSE 100 spadał o 1,5 proc. a polski WIG 20 tracił 2,5 proc. Fala wyprzedaży rozlała się wcześniej po  giełdach azjatyckich. Japoński indeks Nikkei 225 spadł w poniedziałek o 3,5 proc., koreański Kospi o 4 proc. a filipiński PSEi o 4,8 proc.

To, że azjatyckie indeksy tak mocno spadały w poniedziałek, było częściowo reakcją rynków na to, że w weekend w 11 dzielnicach Pekinu wprowadzono ograniczenia związane z pandemią. - Inwestorzy zaczynają się obawiać, że podobne ograniczenia zaczną być nakładane przez władze (także w innych krajach), coraz częściej w związku z pojawiającymi się przypadkami drugiej fali. Ta niepewność, zwłaszcza po stronie konsumentów, może podkopać perspektywy ożywienia gospodarczego - twierdzi Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ.

Obawy inwestorów dały o sobie znać już w czwartek, gdy Dow Jones Industrial stracił sesji ponad 1800 pkt i zamknął się 6,9 proc. na minusie, S&P 500 spadł o 5,9 proc. a Nasdaq Composite o 5,3 proc. To największe spadki głównych amerykańskich indeksów giełdowych od 16 marca. Do bardzo silnej przeceny doszło wtedy również na giełdach europejskich. (Polska giełda była wtedy jednak zamknięta, ze względu na święto Bożego Ciała.) Piątek przyniósł jednak w Ameryce i Europie odrobienie części strat (wyjątkiem była polska giełda, na której sesja upłynęła spadkowo).

Zanim w czwartek doszło do przeceny, wiele indeksów miało za sobą długą serię imponujących zwyżek. Nasdaq Composite ustanowił w zeszłym tygodniu nowy rekord a indeksowi Dow Jones Industrial do rekordu z lutego brakowało zaledwie nieco ponad 6 proc. (W poniedziałek ten dystans wynosił już 16 proc.). Od dołka z marca Dow Jones Industrial zyskał do poniedziałkowego popołudnia 34 proc. a Nasdaq Composite 37 proc. Te zwyżki były napędzane m.in. nadziejami na stosunkowo szybkie ożywienie gospodarcze.

- Kipienie na rynkach potrzebowało trochę przerwy, gdyż nastroje stały się wcześniej zbyt szybko zbyt "bycze". Teraz gdy trwa otwieranie gospodarki, pojawiają się obawy, że jego skutki nie będą optymalne a brak dystansowania społecznego wywoła drugą falę wirusa, po której nastąpi kolejna runda ograniczeń - wskazuje rynkowy guru Ed Yardeni, szef firmy Yardeni Research.