Po pierwsze – WIG20 nie zdołał podnieść się po poniedziałkowym tąpnięciu, po którym wybił się dołem ze średnioterminowej konsolidacji. Na razie nie doszło do odreagowania i retestu dolnej granicy wcześniejszych wahań, a więc sygnał sprzedaży wynikający z wybicia pozostaje w mocy. Po drugie – rodzimy segment blue chips jest mocno skorelowany z indeksami amerykańskimi. Do startu środowej sesji na Wall Street WIG20 poruszał się nad kreską, osiągając w porywach nawet +1 proc. Po spadkowym otwarciu handlu za oceanem (po godzinie sesji S&P 500 spadał o 0,2 proc., a Nasdaq Composite o 0,6 proc.), nasz indeks zaczął tracić i zakończył dzień spadkiem o 0,45 proc. do 1685 pkt. Nie udało się więc wrócić nad okrągły poziom 1700 pkt. Co gorsza, indeksy amerykańskie pozostają w układzie korekty, a drugiej fali sprzedaży towarzyszył większy wolumen niż pierwszej, co sugeruje, że dołki mogą zostać pogłębione. Po trzecie – kiepsko radziły sobie w środę także druga i trzecia linia naszego parkietu. Indeks mWIG40 przez cały dzień oscylował przy poziomie neutralnym, by w ostatniej fazie sesji zejść o 0,4 pod kreskę. Z kolei sWIG80 kończył sesję stratę przekraczającą 1,1 proc., a na horyzoncie było okrągłe 14 000 pkt. Jeśli dodamy do tego słabnącego złotego, to widać wyraźną ucieczkę kapitału z warszawskiego parkietu i to w szerokiej klasie aktywów. Można powiedzieć, że nasz rynek jest w bardzo ważnym momencie, a mianowicie od najbliższych sesji będzie zależeć, czy trwające spadki to tylko korekta, czy zmiana trendu.