Od tego czasu mieliśmy najpierw dość szybką i dość głęboką przecenę (ponad 10 proc. w cenach intraday w ciągu niespełna trzech tygodni), potem niemal całkowite odrobienie strat, a ostatnio ponowną przecenę. Chętnie cytowany przez media Mark Mobius postraszył w CNBC, że mamy do czynienia z obszerną formacją „podwójnego szczytu". Warto jednak dodać, że aby można było mówić o pełnym ukształtowaniu się takiej niedźwiedziej formacji, S&P 500 musiałby najpierw spaść poniżej dołka z końca września (3209,45 pkt). Jednym z czynników wywołujących nerwowość są zbliżające się wybory prezydenckie w USA. Pokazywaliśmy już, że historycznie ostatni miesiąc przed elekcją przynosił średnio rzecz biorąc silną zmienność. Aczkolwiek po wyborach niepewność powinna zniknąć. Powróci też perspektywa kolejnego pakietu fiskalnego. Bardziej nieprzewidywalnym zagrożeniem jest pandemia, która zmusza rządy do wprowadzania kolejnych obostrzeń, uderzających w aktywność gospodarczą. Pocieszające jest, że według naszej autorskiej wersji modelu DCF (omówionej na łamach „Parkietu") ostatnia przecena zniwelowała już niemal przewartościowanie S&P 500. „Wartość wewnętrzną" indeksu szacujemy obecnie na niespełna 3300 pkt. Reasumując, korekta spadkowa rozpoczęta na początku września przybrała bardziej złożoną formę, niż można było się spodziewać. Rozstrzygający mógłby być test lokalnego dołka z końca września (3209 pkt).