Rozstrzał prognoz wynosi ponad 15 proc. pomiędzy najbardziej skrajnymi szacunkami. Do największych optymistów należą J.P. Morgan (4400 pkt – czyli prawie 18 proc. powyżej obecnej wartości indeksu) i Goldman Sachs (4300 pkt). Z kolei najbardziej sceptycznie nastawieni są stratedzy Bank of America i Citi (3800 pkt – czyli niespełna 2 proc. wyżej niż obecnie). Tylko częściowo te różnice wynikają z odmiennych szacunków, jeśli chodzi o zyski spółek w kolejnych 12 miesiącach. Projekcje strategów, jeśli chodzi o EPS (zysk na akcję), wahają się od 165–167 USD w przypadku wspomnianych sceptyków do 175–178 USD w przypadku największych optymistów. Różnice wynoszą więc 5–8 proc. Innymi słowy, więcej niż w połowie rozbieżności w prognozach poziomu S&P 500 wynikają z przyjęcia odmiennych wartości docelowych wskaźników P/E (cena/zysk), czyli innych założeń odnośnie do tego, na ile optymistycznie inwestorzy będą wyceniali zyski korporacji. Przykładowo Bank of America wskazuje, że już teraz akcje są szczodrze wyceniane. Najdalej w tym względzie idzie ceniony za trafne diagnozy w ostatnich latach Binky Chadha z Deutsche Banku, który mimo najwyższej prognozy EPS (194) oczekuje niespełna 6-proc. zwyżki S&P 500. A nasze zdanie? Jesteśmy raczej bliżej tych ostrożniejszych prognoz, bo trzeba przyznać, że po paradoksalnie udanym roku (prawie +13 proc., nie licząc dywidend) w ceny amerykańskich akcji wkalkulowana jest już spora dawka optymizmu.