Początek wtorkowej sesji był całkiem udany. WIG20 na dzień dobry znalazł się 0,3 proc. nad kreską, co było m.in. pokłosiem udanej sesji na Wall Street. Było to także przedłużenie dobrych nastrojów jakie panowały w poniedziałek na warszawskiej giełdzie. Szybko się jednak okazało, że radość byków była przedwczesna, a popyt wcale nie będzie miał tego dnia łatwego życia.
Nie minęła bowiem godzina od rozpoczęcia notowań, a indeks największych spółek naszego parkietu wymazał poranne wzrosty. Jak się jednak miało okazać, był to dopiero początek prawdziwych problemów. Podaż bowiem naciskała i w południe nasz WIG20 był już prawie 1 proc. pod kreską co czyniło go najsłabszym indeksem w Europie. Żal był tym większy, gdyż większość indeksów na Starym Kontynencie notowała jednak całkiem pokaźne wzrosty. We Francji czy też Niemczech główne wskaźniki rosły o ponad 1 proc. Warszawa na te wyniki mogła patrzeć tylko z zazdrością.
Nasz rynek miał swoje problemy. WIG20 dołowały przede wszystkim CD Projekt oraz KGHM. W ciągu dnia walory tych spółek traciły nawet ponad 5 proc. Presja podaży ze strony tych dwóch spółek była tak duża, że nie pomagała nawet niezła postawa spółek paliwowych, które drożały wraz z rosnącymi cenami ropy naftowej, oraz sektora bankowego.
Kiedy do gry weszli Amerykanie, a zrobili to w naprawdę imponującym stylu (tamtejsze indeksy w pierwszych fragmentach notowań rosły ponad 1 proc.), wydawało się, że i nad Warszawą zaświeci słońce. WIG20 zaczął odrabiać straty i na chwilę znów znalazł się nawet nad kreską. Byki nie wykorzystały jednak swojej szansy. Ostatnie słowo należało do podaży. Ta na ostatniej prostej znowu docisnęła i ostatecznie WIG20 stracił 0,7 proc.
Tak jak wcześniej było to wspomniane głównymi hamulcowymi naszego rynku były przede wszystkim dwie spółki, co najlepiej obrazują statystyki. Akcje CD Projekt potaniały o 7,4 proc., zaś KGHM stracił we wtorek 6,3 proc. Na drugim biegunie znalazł się PZU. Akcje ubezpieczeniowego giganta podrożały o prawie 4 proc.