Okazuje się, że pozytywne wydarzenia w postaci zapowiedzi ECB na temat szybszego tempa skupu aktywów oraz podpisanie przez prezydenta Bidena ustawy o wsparciu dla gospodarki, nie odniosły większego skutku na rynku. Przede wszystkim obserwujemy dzisiaj silny wzrost rentowności w USA, który wywołuje kolejny raz obawy o stabilność obecnego trendu wzrostowego na giełdach.
Jak widać pakiet pomocowy, który w USA wchodzi w życie niekoniecznie może przysłużyć się giełdzie. Oczywiście teoretycznie dzięki młodym inwestorom, którzy planują przeznaczyć na inwestycje nawet połowę 1400 dolarowego czeku, na giełdę może trafić blisko 150 mld dolarów. Z drugiej jednak strony rynek przede wszystkim patrzy przez pryzmat inflacyjny. Wypłata środków dla obywateli pobudzi konsumpcję, a to z kolei ceny. Wyższe ceny motywują wzrosty rentowności, a te z kolei to negatywna informacja, potencjalnie dla całego systemu finansowego. Z drugiej strony zyskują spółki finansowe, które na wyższych rentownościach zwykle korzystają. Największe spadki ponownie widoczne są na spółkach technologicznych. Co ciekawe, obecnie głównym powodem wyprzedaży były działania w Chinach, które nakierowane są na zwiększenie kontroli w sektorze, który ma coraz większe znaczenie dla całej gospodarki. Nie dziwi wobec tego, że na moment notowania indeksu Nasdaq 100 znalazły się poniżej wczorajszego zamknięcia.
Przy rentownościach na nowych kilkunastomiesięcznych szczytach (10 letnie w USA powyżej 1,62%), większość indeksów straciła i traci dzisiejszego dnia. W USA wyjątek stanowi DJIA oraz Russell 2000, które korzystają w zasadzie na podpisaniu ustawy o wsparciu dla gospodarki, gdyż wiele podmiotów w tych indeksach to spółki cykliczne. Nasdaq z kolei traci dzisiaj niemal 1%.
WIG20 zachował się z kolei dzisiaj całkiem nieźle po wczorajszej wyprzedaży i zyskał niemal 0,6% i zamknął się powyżej 2000 punktów. Najmocniej zyskiwały takie spółki jak LPP czy CD Projekt. Co ciekawe akcje spółki gamingowej znajdują się na bardzo podobnych poziomach jak rok temu, kiedy wprowadzano pierwszy lockdown.
Michał Stajniak