Im dłużej trwa takie rynkowe przeciąganie liny, tym silniejszego wybicia należy się spodziewać. Po udanej końcówce marca i świetnej wtorkowej sesji wzrosły apetyty na wybicie górą. WIG20 zamknął wtorek na poziomie 2012 pkt i od tego samego poziomu zaczął środową sesję. Niestety nie udało się ruszyć w górę nawet o punkcik. Od rana na GPW dominowała podaż, w czym „pomogła" informacja rządu, że obostrzenia związane z pandemią zostają przedłużone do 18 kwietnia. WIG20 spadał w porywach do 1990 pkt, a największym ciężarem były spółki odzieżowe – LPP i CCC, a także CD Projekt i JSW. W końcówce sesji udało się odrobić część strat, co zbiegło się w czasie ze wzrostowym otwarciem handlu na Wall Street. Gdy my wkraczaliśmy w fazę fixingu, S&P 500 rósł o 0,2 proc., do 4081 pkt, i do ustanowienia kolejnego rekordu wszech czasów brakowało mu 6 pkt. Ostatecznie WIG20 zakończył środę spadkiem o 0,7 proc., do 1998 pkt. Cały dzień toczyła się walka o utrzymanie notowań powyżej psychologicznych 2000 pkt. I choć się nie udało, to wtorkowa, biała świeca wciąż zdaje się mieć silniejsze, prognostyczne znaczenie niż środkowy, spadkowy, ale relatywnie niewielki korpus. W tym kontekście szanse na wyjście górą z konsolidacji wciąż zdają się być całkiem duże. Zwłaszcza że na Wall Street i we Frankfurcie padają rekordy, co zdaje się być grą pod „pożegnanie z zarazą". O apetycie na ryzyko świadczy też środowe zachowanie mWIG40 – stracił 0,5 proc., i sWIG80 – zyskał 0,2 proc. Oba wskaźniki pozostają w silnych trendach wzrostowych. Pierwszy jest pod szczytem, a drugi śrubuje lokalne rekordy.