Niektóre popularne wskaźniki sygnalizują absolutnie rekordową drożyznę na amerykańskiej giełdzie. Mowa choćby o współczynniku cena/sprzedaż (P/S), czy też określanym tradycyjnie jako „wskaźnik Buffetta" stosunku kapitalizacji giełdowej do PKB. W trakcie postpandemicznego rajdu oba one biją rekordy i wspięły się już na poziomy o ponad 40 proc. (!) wyższe od szczytów odnotowanych w trakcie bańki internetowej w 2000 roku.
Giełdowe byki na swą obronę przytaczają z kolei rekordowe marże ze sprzedaży, które uzasadniają wyższy od historycznych poziom wskaźników takich jak cena/sprzedaż. Jeśli zaś spojrzeć na cenę do prognozowanych zysków spółek (forward P/E), to wyceny są ciągle poniżej szczytów z czasów bańki internetowej (ok. 22 versus prawie 25).
Oczywiście zagregowane dane dla całego rynku kryją w sobie cały wachlarz wycen w przypadku poszczególnych spółek. Wśród korporacji o największej kapitalizacji największe kontrowersje wywołuje zapewne Tesla. Notowana ze wskaźnikiem ceny do prognozowanych zysków na poziomie 130 spółka została właśnie wyceniona przez eksperta w tej dziedzinie prof. A. Damodarana na... mniej więcej połowę obecnej wartości rynkowej, i to przy mocno optymistycznych założeniach.
Testem dla poziomu wycen na Wall Street mogłoby się okazać znaczące zacieśnienie polityki monetarnej przez Fed. Na razie jest ono na bardzo wczesnym etapie – dopiero rozpoczyna się wygaszanie rekordowego luzowania ilościowego (QE). ¶