Amerykański S&P 500 kończy już trzeci kalendarzowy rok na dwucyfrowym plusie. Jest to o tyle ciekawe, że przyglądając się danym rocznym, ciężko dopatrzyć się jakiegokolwiek śladu pandemicznego krachu na giełdach w marcu 2020 r. i głębokiej recesji, która w momencie wybuchu była przecież porównywana do wielkiego kryzysu lat 30. XX wieku. Patrząc na dane roczne, nietrudno odnieść wrażenie, że tak naprawdę hossa na Wall Street trwa już od 2009 r., czyli kończy się 13. jej rok (!). Oczywiście powodem błyskawicznego wyjścia z ostatniej recesji była bezprecedensowa interwencja rządów i banków centralnych. Teraz jednak doszliśmy do punktu, w którym za nieokiełznane zalanie gospodarek pustym pieniądzem przychodzi zapłacić wysoką cenę w postaci inflacji najwyższej od dekad. Dalszą konsekwencją jest postępująca zmiana nastawienia banków centralnych. Pionierami zaostrzania polityki monetarnej okazały się już na początku tego roku niektóre rynki wschodzące, teraz retorykę „przejściowej" inflacji porzucił amerykański Fed, który do marca ma wygasić QE. Zobaczymy, jak długo przy ultragołębiej postawie wytrwa EBC... Kiedy poprzednio S&P 500 miał za sobą trzy bardzo udane lata (2012–2014), kolejny rok (2015) zakończył ze zmianą w okolicach zera. Hossa nie została wtedy wykolejona, ale przyszedł moment na złapanie oddechu. Nieprzypadkowo właśnie na przełomie 2014/2015 r. została na dłużej wygaszona kolejna runda QE.