Jednym z powodów, dla których rozwój ETF-ów idzie jak po grudzie, może być niechęć do nich w branży TFI.
Pozycja TFI maleje
Krajowy rynek funduszy ma kilka dość specyficznych rozwiązań, a jednym z przykładów mogą być regulacje, które nie traktują ETF-ów jako funduszy otwartych. Pomysł, by to zmienić, pojawił się w Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego, która zakładała zmianę klasyfikacji ETF-ów, ale zapewne spali on na panewce, co może być na rękę branży TFI. Tymczasem sami zarządzający chętnie wykorzystują ETF-y w funduszach zarządzanych aktywnie.
– Zagraniczne ETF-y to konkurencja dla polskich funduszy inwestycyjnych. Są tańsze i dają jasną ekspozycję na określoną branżę, a ich strategia inwestycyjna jest często bardziej klarowna dla klienta – komentuje Marcin Materna, dyrektor departamentu analiz BM Banku Millennium. – Można powiedzieć, że to główny konkurent TFI o środki, które klienci zamierzają zainwestować, jeśli chodzi o inwestowanie przez pośredników, zamiast samodzielnego wyboru spółek czy instrumentów finansowych – zauważa Materna. Jego zdaniem rozwój tego rynku i wzrost świadomości klientów w tym zakresie nie są więc procesami, które cieszą TFI. – ETF-y są notowane na giełdzie, więc ich kupno i sprzedaż mogą być prostsze niż funduszy inwestycyjnych, dodatkową cechą jest równoczesna ekspozycja na walutę, co jest z jednej strony ważne z punktu widzenia dywersyfikacji portfela, ale jednocześnie zwiększa zmienność wyniku z inwestycji w krótkim terminie. Nie wymagają one też aktywnej dystrybucji – wystarczy, że są dostępne w biurze maklerskim, gdzie rachunek ma klient – podkreśla Materna. Dodaje, że taka forma „sprzedaży” powoduje jednak, że fundusze inwestycyjne, wsparte przekazami marketingowymi właścicieli, łatwiej mogą zaistnieć w świadomości klienta niż ETF-y.
Czytaj więcej
Wyceny spółek nie są wymagające, szczególnie w Polsce. GPW sprzyjają napływy do funduszy rynków wschodzących – mówi Tomasz Matras, dyrektor biura rynku akcji w TFI PZU.