Marek Zuber mówi, że nikogo do niczego nie namawiał. – Osobom, które wyrażały chęć zainwestowania, gdy pojawi się coś ciekawego, prezentowaliśmy oferty – mówi Zuber, prezes Dexus Partners. Osoby, które z tych ofert skorzystały, dziś czują się poszkodowane. Mówią, że nakłaniając do inwestycji, wspólnicy Dexusa nie martwili się o to, czy ich klienci zarobią, ale jedynie dbali o własne prowizje. Zuber zapewnia, że do klientów należała decyzja. – Na spotkaniu na pytanie, czy spółka jest fajna, odpowiadaliśmy, że z dokumentów wynika, iż tak i że ma perspektywy. Nigdy nie mówiliśmy, że to inwestycja pewna.
Pokazywaliśmy ryzyko – twierdzi Zuber. Według naszych rozmówców, którzy chcą pozostać anonimowi, na transakcjach z ich udziałem Zuber i jego wspólnik zarobili duże pieniądze. Z prowizji oraz przejmując tanio udziały w spółkach. Oni stracili co najmniej kilka milionów złotych.
Zuber i jego biznesowy partner mieli namówić m.in. na zakup funduszy akcyjnych Aegon, za co wzięli prowizję od ubezpieczyciela. Podpisali też umowę z klientami, których namówili na nie, że otrzymają określony procent od zysków z funduszy. Drugiej prowizji nie otrzymali, bo nasi rozmówcy zainwestowali w fundusze Aegon, w czasie gdy zaczynała się bessa, i stracili. Podobnie jak na kolejnych propozycjach Zubera. Oferował on zakup obligacji spółki budowlanej Dominat, która przed bankructwem nie zdążyła wykupić papierów.
– Zuber zapewniał, że jest to super spółka i bezpieczna – mówi nasz rozmówca. Nam ekonomista, były szef doradców ekonomicznych premiera Marcinkiewicza, mówi, że Dexus przygotował dokumentację do emisji obligacji na podstawie tego, co dostał od ówczesnego zarządu. – Formalnie nie bierzemy odpowiedzialności za to, co działo się w tej spółce – podkreśla. Dexus przejął jednak tę firmę. – Wiele osób, które kupiły te obligacje, to nasi klienci z tytułu naszej działalności brokerskiej. Postanowiliśmy pomóc im w ten sposób – tłumaczy.
Zastanawia także inna inwestycja naszych rozmówców zaproponowana przez Zubera, w spółkę Verte z branży papierniczej. Udziały o wartości nominalnej 500 zł inwestorzy zgodzili się kupić po 1,2 tys. zł. Zapewniał ich, że zarobią nawet kilkaset procent, bo w maju 2009 r. miały być warte 2,4 tys. zł. A jak wynika z umów, Zuber i Filipowski dla siebie kupili je po 1 zł za sztukę. – To były prywatne umowy między nami a właścicielem. Mieliśmy się zaangażować w działalność operacyjną tej spółki. Znajdować kontakty itd. – tłumaczy Zuber.