– Dziś jesteśmy w 90 proc. niezależni od dostaw gazu z kierunku wschodniego, a za kilka miesięcy, po rozruchu terminalu, osiągniemy pełną niezależność – przekonywała premier Ewa Kopacz podczas wizyty na budowie. Aby ruszyła komercyjna eksploatacja, musi być jednak spełnionych kilka warunków. Konieczne jest zwłaszcza przyjęcie statków z LNG do schłodzenia i rozruchu gazoportu, dzięki którym będą przeprowadzone testy w warunkach rzeczywistych.
Piotr Naimski, poseł PiS, zauważa, że nie zakończono jeszcze montażu wszystkich mechanizmów, a jednie krytycznych. – Różnica między krytycznymi mechanizmami a wszystkimi mechanizmami jest mniej więcej taka jak między autostradą a autostradą przejezdną. PO oddawała do użytku „przejezdne" odcinki, które następnie były przez wiele miesięcy rozgrzebane, grożąc bezpieczeństwu ludzi i pojazdów – twierdzi Naimski.
Eksperci oczekują doprowadzenia inwestycji do końca. Dziś już wiadomo, że będzie ona opóźniona o mniej więcej dwa lata w stosunku do pierwotnych planów. – Chciałbym usłyszeć, że technicznie jesteśmy gotowi na przyjęcie statków z LNG. Obecnie to tylko kampania wyborcza i kiepski powód do świętowania – mówi Tomasz Chmal, ekspert w obszarze energetyki.
Dzięki gazoportowi PGNiG będzie miało gdzie rozładowywać statki z surowcem, który zmówiło w Katarze. Teraz dla spółki kluczową sprawą jest doprowadzenie do tego, aby opłaty pobierane za świadczone w terminalu usługi (regazyfikację dostarczanego surowca) były konkurencyjne w stosunku do stawek w innych tego typu obiektach w Europie. W przeciwnym razie może się okazać, że tylko PGNiG będzie utrzymywało gazoport.