Nawet o kilkaset procent podrożały w ostatnich tygodniach akcje niektórych firm biotechnologicznych w Polsce. Eksperci zalecają ostrożność – w wielu przypadkach wyceny oderwały się od fundamentów, a prawdopodobieństwo, że to właśnie polskie firmy wynajdą lek czy szczepionkę na koronawirusa, jest bardzo niskie.
Szanse i ryzyka
– W mojej opinii wiele zwyżek jest przesadnych i słowo „bańka" może trafnie oddawać obserwowany ostatnio wzrost kursów akcji niektórych spółek. Wystarczy, że jakaś firma poda, iż będzie mieć test albo szczepionkę, i inwestorzy – nie analizując szczegółów – przystępują do zakupów – mówi Marcin Szuba, dyrektor inwestycyjny w Esaliens TFI, specjalizujący się w zarządzaniu globalnymi funduszami z obszaru ochrony zdrowia.
W Polsce mamy szybko rozwijający się sektor biotechnologiczny i wiele ciekawych spółek notowanych już na giełdzie, ale według Szuby na obecnej pandemii zarabiać będą przede wszystkim zachodnie firmy, mające zaawansowane technologie, duże środki finansowe i wieloletnie doświadczenia poparte rejestracją swoich produktów w EMA czy FDA.
– Do tej pory w Polsce nie wynaleziono żadnej nowoczesnej szczepionki, dlaczego więc miałoby się to udać teraz? W czym polskie spółki są lepsze od kilkudziesięciu innych, głównie zachodnich, podmiotów aktualnie pracujących nad szczepionką, mających nowoczesne technologie i dużo większe doświadczenie oraz sukcesy na tym polu? – pyta retorycznie Szuba. Dodaje, że podobna sytuacja jest w przypadku leków.
– Co nie wyklucza, że pojedyncze firmy pracujące nad lekami mogą sprzedać swoje projekty dużym koncernom, ale raczej nie dotyczy to koronawirusa – uważa przedstawiciel Esaliens TFI. W jego ocenie zwyżki kursów akcji mogą być natomiast bardziej uzasadnione w przypadku producentów sprzętu ochronnego czy firm działających w diagnostyce z uwagi na ogromny deficyt różnego rodzaju testów w Polsce i na świecie.