Marek Szumowicz-Włodarczyk, prezes giełdowego Koszalińskiego Przedsiębiorstwa Przemysłu Drzewnego, ma powody do zmartwień. Firma rocznie przerabia 0,5 mln m sześc. drewna okrągłego, i gdy surowiec pozyskiwany co roku w Lasach Państwowych w procedurze przewidzianej dla stałych klientów z udokumentowaną historią zakupów się kończył, uzupełniała zakupami na wolnym rynku. – Gdy na aukcji trzeba było dopłacić do ceny wyjściowej 10 proc., uznawaliśmy, że jest drogo. Dziś na rynku drewno potrafi osiągać dwu-, nawet trzykrotne przebicie, a i tak końca podwyżek nie widać – narzeka prezes KPPD.
Marek Kubiak, właściciel kilku tartaków na Pomorzu i prezydent PIGPD, twierdzi, że już od dawna przewidywał kłopoty. Ma biznes przy trasach wiodących do portów. Obserwował, jak wzbiera rzeka transportów drzewnych bali wywożonych za granicę. W Europie niewiele jest krajów, które pozwalają na wywóz drewna nieprzetworzonego, sensowniejsze jest przecież przecieranie surowca w kraju i zapewnienie własnym firmom i gospodarce miejsc pracy i dodatkowych przychodów – zaznacza.
Kłopoty z błyskawicznie rosnącymi cenami drewna, a także płyt drewnopochodnych, stanowiących podstawowy materiał do produkcji, mają zakłady meblowe Macieja Formanowicza. Giełdowe Fabryki Mebli Forte nie są zresztą wyjątkiem.
Piotr Wójcik, jeden z największych producentów mebli w kraju (fabryka Meble Wójcik ma trzy zakłady w Elblągu, ostrzega przed skutkami bezprecedensowych podwyżek nie tylko cen drewna, ale też innych materiałów do produkcji, które dotknęły jego przedsiębiorstwo i całą branżę. – Klientów i użytkowników naszych sprzętów uprzedzam, że taniej nie będzie, a w najbliższym czasie znaczący wzrost cen mebli jest raczej nieunikniony.
Zdaniem prezesa Wójcika lawina cenowa ruszyła już w końcu zeszłego roku. A w ostatnich miesiącach spirala podwyżek nakręca się w zawrotnym tempie.