Mamy w finansach publicznych dużo pustego pieniądza – takiego, który wynika tylko z wysokiej inflacji, a nie jakiejkolwiek działalności?
Nie zawsze dorzucanie pieniędzy do gospodarki to tylko pusty pieniądz. Niemniej w klasycznej szkole ekonomii inflacja równa się zmianie ilości pieniądza, a nominalny przyrost pieniądza równa się inflacji. Oznacza to, że jeśli do gospodarki dodaje się pieniądze, które nie wynikają z rozwoju gospodarczego, z koniunktury, wartości wytworzonych dóbr, a tylko dlatego, że służy to realizacji jakiegoś pomysłu politycznego, to musi to skutkować wzrostem cen. To dość powtarzalny mechanizm: w Polsce np. przykładem są obecne ceny mieszkań, usług czy wielu innych towarów. I nawet jeśli uwzględnimy podejście keynesowskie, że można pobudzać gospodarkę poprzez dorzucenie pewnej ilości pieniądza tak, by stał się w krótkim okresie bodźcem prokoniunkturalnym, to w dłuższej perspektywie wpływa to także na ceny, a nie tylko na koniunkturę. Jeśli pobudzenie nie przekłada się na inwestycje, to kończymy z samą inflacją.
My skończyliśmy z samą inflacją?
Z tą dwucyfrową raczej tak, ale podwyższona inflacja powyżej celu inflacyjnego może jeszcze wielokrotnie o sobie przypomnieć. Przypomnijmy, że w ostatnich latach wzrosła realna konsumpcja, przekładając się na realny wzrost PKB. Jednak ten wzrost podaży pieniądza w niewielkim stopniu wpłynął na inwestycje. W pewnych latach rozwoju Polski – niektórzy nazywają to epoką „zielonej wyspy” – udział inwestycji w PKB wynosił lub przekraczał 20 proc. Kontestował to m.in. późniejszy premier Mateusz Morawiecki. Zapowiedział działania, które miały zwiększyć ten udział do 25 proc. I wystarczyło zaledwie kilka lat, aby udział ten obniżał się rokrocznie, w ostatnich latach osiągając 16–17 proc. Oznacza to, że polityka pieniężna, ale też fiskalna źle przyczyniły się do stopy inwestycji. Co więcej, stopa inwestycji nie rozłożyła się tak równomiernie jak wcześniej. Zdecydowanie mniej inwestowały podmioty krajowe, tj. na bazie polskiego kapitału, szczególnie małe i średnie przedsiębiorstwa. One zostały tamtym modelem polityki gospodarczej dotknięte najbardziej. Czy to było działanie celowe – trudno powiedzieć. Chociaż można się doszukać pewnej celowości takiego działania, jeżeli przypomnimy sobie retorykę niektórych polityków ówczesnej partii rządzącej. Wskazywali, że terminy „nieuczciwość” i „przedsiębiorczość” mają ze sobą dużo wspólnego. To jest szkodliwe podejście i także to, iż mali i średni przedsiębiorcy zostali negatywnie dotknięci polityką gospodarczą ostatnich lat.
Co ich najbardziej dotknęło? Wysokie ceny, niestabilność prawa?