Trwa konferencja Izby Domów Maklerskich w Bukowinie Tatrzańskiej. Rozmawia pan z kolegami z branży o tym, jak zapatrują się na przyszłość?
Raczej dominuje duża niepewność. Obecna sytuacja ma kluczowy wpływ na to, co dzieje się na rynku kapitałowym. Niestety, giełda dołuje, na co wpływ ma to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Inwestorzy po prostu się wystraszyli i szukają bezpiecznych przystani.
Kiedy obecnie rozmawiacie z inwestorami, to sugerujecie im właśnie poszukiwanie bezpiecznych przystani?
Nie musimy im tego sugerować, jest to naturalne, że w trudnych czasach szuka się bezpiecznych rozwiązań. Nie da się też ukryć, że zmieniło się otoczenie, w którym funkcjonujemy. Od piątku pojawiły się sygnały, że banki będą podnosić oprocentowanie lokat o co apelował premier. My, jak i nasi konkurenci przedstawiliśmy oferty, których oprocentowanie dochodzi nawet do 6 proc. Dla nas bankierów, którzy funkcjonują na rynku kapitałowym nie jest to łatwe wyzwanie. Jesteśmy nauczeni, żeby przedstawiać szeroką ofertę produktów inwestycyjnych, a depozyt to nie jest nasz ukochany produkt, więc musimy przygotować rozwiązania, które będą dla klientów bezpieczne i będą generowały stopy zwrotu na wyższym poziomie niż depozyt. Jeśli oprocentowanie lokat sięga 3,5–6 proc., to powinniśmy patrzyć na instrumenty, które będą dawały dwucyfrowe stopy zwrotu w skali roku. Drugą stroną medalu jest to, że jak spojrzymy na ostatnie kilka miesięcy, to sytuacja z obligacjami miała bardzo duży wpływ na to, co działo się z funduszami inwestycyjnymi, do tego wojna w Ukrainie spowodowała dalszy odpływ klientów z funduszy i widzieliśmy bardzo szeroki poziom umorzeń na rynku. Natomiast jestem optymistą i jestem przekonany, że po tych turbulencjach, które mamy dziś, w połowie 2023 r. trendy powinny się odwrócić. Kluczowe będzie to, kiedy osiągniemy szczyt inflacji.