Dziesięć lat zajęło przekonywanie Rady Unii Europejskiej do przyjęcia dyrektywy w sprawie zwiększenia udziału kobiet w zarządach i radach nadzorczych spółek giełdowych. Mówiąc trochę żartobliwie, to kolejny kamień milowy w emancypacji, zaraz po przyznaniu paniom prawa do głosowania.

W drugiej dekadzie XXI w. dyskutowanie na temat praw i roli kobiet w życiu społecznym i gospodarczym jest czymś trochę dziwnym. Panie wywalczyły sobie już wiele w różnych praw. Udowodniły, że w niemal w żadnej dziedzinie nie ustępują mężczyznom, a szczególnie w zajęciach wymagających tężyzny umysłowej. No, może poza informatyką i programowaniem. Zostawmy panom tę niszę. A teraz po dziesięciu latach od przyjęcia stanowiska w sprawie kobiet przez Komisję Europejską i unijny parlament, negocjatorzy uzgodnili z Radą Unii Europejskiej treść dyrektywy, dotyczącej udziału kobiet w zarządach spółek giełdowych. Dziesięć lat negocjacji to sporo, nawet jak na mechanizmy stosowane w unijnym mechanizmie podejmowania decyzji. Tym bardziej że nikt nie kwestionuje argumentów o kompetencjach kobiet w jakiejkolwiek dziedzinie życia i aktywności zawodowej. Panowie jeszcze dominują we wspomnianej informatyce, dobrej kuchni i motoryzacji, z naciskiem na „jeszcze”. Nie ma powodów, by sądzić, że mają szczególne predyspozycje w kierowaniu i nadzorze nad firmami. Panie są często bardziej empatyczne, zarówno w relacjach z pracownikami, jak i klientami, i potrafią tworzyć atmosferę współpracy. Równie dobrze potrafią wyliczać różnego rodzaju wskaźniki, a ich wiedza na ogół nie ogranicza się do rozumienia, że procent to jest dycha od tysiąca.

Kierownicze gremia i zastępy negocjatorów w Unii Europejskiej doszły po dziesięciu latach do wniosku, że do 2026 r. 40 proc. stanowisk w radach nadzorczych spółek giełdowych ma należeć do pań. Lub alternatywnie 33 proc. łącznie w zarządach i radach nadzorczych. Cztery lata to sporo czasu i panie z pewnością postarają się ten czas dobrze wykorzystać do zwiększenia kompetencji, choć już teraz zbyt wiele im nie brakuje. Statystyki wskazują, że w populacji przeważają panie z wyższym wykształceniem, a praktyka dowodzi, że radzą sobie całkiem nieźle i w biznesie, i w zarządzaniu. Twórcy tych przepisów chyba nie do końca ufają dobrym chęciom, skoro ustalili, że państwa członkowskie Unii Europejskiej będą musiały przyjąć system kar dla firm, które byłyby oporne w stosowaniu wspomnianych przepisów.

Warto przypomnieć, że minęły już 153 lata od przyznania paniom prawa do głosowania w stanie Wyoming i 141 lat od wprowadzenia tego przywileju na wyspie Mann, do niedawna znanej głównie ze statusu raju podatkowego. Trudno ocenić, czy jest rajem dla kobiet, ale pocieszające jest to, że jak wynika z danych Europejskiego Instytutu do spraw Równości Płci, udział kobiet w zarządach spółek giełdowych w Unii Europejskiej w ciągu 12 lat zwiększył się z niespełna 12 do ponad 31 proc. W Polsce jesteśmy więc jeszcze bardzo daleko od europejskich zaleceń i trzeba ten dystans jak najszybciej nadrobić. Pomóc zamierza także Klub Inwestorek Indywidualnych, organizując cykle szkoleń i webinariów z zakresu inwestowania i prowadzenia biznesu, a także tworząc środowisko pań aktywnie wspierających się w karierze zawodowej i biznesie. Należy zdać sobie sprawę z tego, że zwiększenie udziału kobiet nie jest kwestią ideologiczną, ale prowadzi wprost do przyspieszenia rozwoju firm i przyczynia się do wzrostu gospodarczego w bardzo wymierny sposób, czego dowodzą liczne badania.

Tymczasem w naszych warunkach, ale także w Europie, panie wciąż są traktowane w środowisku zawodowym gorzej, a tym bardziej na wyższych stanowiskach, muszą więc sobie należną im pozycję wywalczyć. Trzeba je jednak w tej walce wspierać i usuwać przeszkody. Unijna dyrektywa z pewnością jest krokiem w dobrym kierunku, ale warto proces zwiększania udziału kobiet w zarządach spółek zdecydowanie przyspieszyć, z oczywistą korzyścią dla wszystkich. Według szacunków ekspertów zwiększenie udziału pań w rynku pracy mogłoby zwiększyć polski PKB o 9 proc. oraz znacząco zmniejszyć deficyt na rynku pracy.