– Zakładamy, że jakiś wzrost może mieć miejsce. Na razie ciężko wyrokować o jego wysokości – powiedział Marek Wadowski, wiceprezes ds. finansowych w Tauronie, podczas konferencji wynikowej. Katowicki koncern – podobnie jak inne spółki energetyczne – już prowadzi dialog z prezesem Urzędu Regulacji Energetyki, który rokrocznie zatwierdza ceny sprzedaży energii dla klientów indywidualnych, a także taryfy dystrybucyjne dla wszystkich grup odbiorców.
Nie wiadomo, czy regulator będzie skłonny wysłuchać argumentów energetyków. W październikowym wywiadzie dla „Parkietu" prezes URE Maciej Bando stwierdził, że nie widzi uzasadnienia dla podwyżek. – Na razie nie obserwujemy zmian cen energii elektrycznej, które można by uznać za istotne. Mówimy o tzw. trendzie bocznym. Jeśli nie będzie zmian, to nie oczekiwałbym drastycznych ruchów w zakresie taryfy na obrót energią – argumentował. Zwłaszcza że cena zielonych certyfikatów spadła.
Wadowski wskazuje na drastyczny wzrost cen węgla oraz uprawnień do emisji CO2. Na przyszły rok prognozuje wyższe o kilkanaście procent koszty zakupu surowca. PGE mówi o 10-proc. wzroście.
Znacznie drożej będą musieli zapłacić ciepłownicy, dla których ceny czarnego paliwa poszły w górę od 40 do 80 proc. Dlatego w przypadku taryf na ciepło można się spodziewać przynajmniej kilkuprocentowej podwyżki.
W kolejnych latach ceny będą pod presją m.in. ze względu na przyjęte w ubiegłym tygodniu porozumienie dotyczące reformy systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2. – To kolejny krok w kierunku ograniczania zużycia tego surowca w energetyce. Jeśli uprawnienia będą kosztować 35 euro za tonę CO2, to transformacja polskiej energetyki będzie bolesna. Nie jest też pewne, czy uda się przełożyć tak wysokie koszty uprawnień w całości na odbiorców – ocenia Wadowski.