W spółkach energetycznych trwają przygotowania do wydzielenia aktywów węglowych, ale wciąż nie wiadomo, jak ten proces dokładnie ma wyglądać: ile ma kosztować, jaką cześć długów koncernów ma objąć i – co może okazać się najważniejsze – czy na transakcje zgodzą się związki zawodowe. Co więcej, w kuluarach pojawiają się informacje, że może dojść do utworzenia nie jednej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE), lecz dwóch. Wciąż nie wiadomo też, co stanie się z kopalniami węgla kamiennego Tauronu i Enei. Zamiast konkretów mamy natomiast polityczne przepychanki, skutkujące dymisjami prezesów w energetycznych koncernach.
Coraz mniej czasu
Mija rok od czasu pojawienia się pierwszych informacji o powstaniu NABE, do której mają trafić elektrownie węglowe Polskiej Grupy Energetycznej, Enei i Tauronu oraz kopalnie węgla brunatnego PGE. Od tego czasu koncepcja nabrała kształtów, ale wciąż pozostaje wiele niewiadomych. Wśród analityków giełdowych największe zainteresowanie budzi kwestia zadłużenia firm energetycznych – dla wyceny transakcji kluczowe bowiem będzie, jaka część długów przejdzie do NABE wraz z aktywami. Na razie pojawiły się tylko nieoficjalne informacje, że może to być 18 mld zł. To jednak dopiero wstępne przymiarki, bo rozmowy z bankami na ten temat wciąż trwają.
Z naszych informacji wynika ponadto, że nie jest pewne, czy powstanie jedno NABE, czy może też NABE2. Do tej drugiej spółki trafiłyby lepsze elektrownie, które miałyby szansę funkcjonować bez państwowego wsparcia. Takie rozwiązanie mogłoby być odpowiedzią na zarzuty o brak konkurencyjności na rynku po reformie, który może skończyć się mocnym wzrostem cen energii. Na ten problem zwraca uwagę m.in. prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Wskazuje, że planowana reforma polegać ma na utworzeniu bardzo dużego podmiotu, z bardzo silną pozycją rynkową i znaczącym udziałem w rynku. – Mówimy o podmiocie, który będzie wytwarzał 55 proc. energii elektrycznej i posiadał 70 bloków energetycznych, czyli około dwie trzecie jednostek wytwórczych centralnie dysponowanych – stwierdził Rafał Gawin, prezes URE, podczas Ogólnopolskiego Szczytu Energetycznego w Gdańsku. Zaznaczył jednocześnie, że koncepcja, która powstała w Ministerstwie Aktywów Państwowych, nie odpowiada na kilka ważnych pytań. – Jak ten nowy podmiot będzie oddziaływał na rynek i jego uczestników? Jak ma wyglądać rynek po wdrożeniu tej koncepcji? Co należy zrobić, by osiągnąć cel zapewnienia długookresowego utrzymania stabilnego poziomu cen energii? – zastanawia się Gawin.
Do tego dochodzi bunt działających w koncernach energetycznych związków zawodowych, którzy na reformę się nie zgadzają. – Proces transformacji sektora, bez wcześniejszego zawarcia umowy społecznej, nie będzie możliwy. Musimy najpierw razem z polskim rządem ustalić podstawowe kwestie, takie jak gwarancje zatrudnienia i wysokość wynagrodzeń pracowników energetyki, a także zasady funkcjonowania elektrowni w przyszłości. Obszar wydobycia ma już taką umowę podpisaną, a energetycy są na etapie domagania się takiego dokumentu i to budzi duże kontrowersje, frustrację i niepewność wśród załogi – podkreśla Piotr Serafin, przewodniczący Komitetu Protestacyjno-Strajkowego w Tauronie.