Ten rok na warszawskiej giełdzie bez wątpienia należy do firmy Goldman Sachs. Po raz kolejny potwierdziła ona to we wrześniu, deklasując konkurencję, która działa na rynku głównym. Nadal jest więc Goldman Sachs i długo, długo nikt.

W ubiegłym miesiącu firma ta obróciła akcjami na kwotę prawie 9,1 mld zł. Dało jej to 20,56 proc. udziałów w rynku. Wynik ten, chociaż robi wrażenie, przestał być już zaskoczeniem. Już od kilku miesięcy Goldman Sachs notuje podobne rezultaty. To powoduje, że pozostałe podmioty tak naprawdę od pewnego czasu walczą co najwyżej o drugą pozycję rynkową. We wrześniu przypadła ona w udziale BofA Securities. Broker ten przeprowadził operacje na niemal 4,42 mld zł, co dało mu 9,99 proc. udziałów w rynku. Na najniższym stopniu podium znalazł się przedstawiciel krajowej branży maklerskiej. Mowa oczywiście o BM PKO BP. Firma ta odpowiadała za transakcje o wartości 3,92 mld zł i tym samym zdobyła 8,88 proc. rynku. Kolejne miejsca zajęły odpowiednio JPMorgan, UBS oraz Morgan Stanley. Na szóstej pozycji uplasowało się BM Pekao, które od jakiegoś już czasu walczy o to by dobić się do czołówki rynkowej. Obecnie można już tę firmę nazywać drugą siłą, jeśli chodzi o krajowych pośredników. Pierwszą dziesiątkę wrześniowego zestawienia zamykają Santander BM, BM mBanku oraz Wood & Company.

Dzięki wrześniowemu zwycięstwu Goldman Sachs umocnił się jeszcze na pozycji lidera w tegorocznym zestawieniu maklerskim. Po trzech kwartałach jego udział rynkowy na głównym parkiecie wynosi 19,22 proc. Tutaj też w zasadzie walka toczy się już głównie o drugie miejsce w rankingu. Na razie zajmuje je BofA Securities (9,63 proc.), które jest tuż przed BM PKO BP (9,17 proc.).

To, co może natomiast cieszyć cały rynek, to fakt, że we wrześniu znów na naszym parkiecie widzieliśmy większą aktywność inwestorów. Po wakacyjnym rozprężeniu średnie dzienne obroty we wrześniu powróciły powyżej poziomu 1 mld zł (1,05 mld zł).Oczywiście brokerzy zwracają uwagę na dużą skalę niepewności, która może nadal wpływać na decyzję inwestorów. Zdecydowanie bardziej preferowanym przez nich scenariuszem byłby wzrost obrotów z jednoczesnym odbicie indeksów giełdowych. Jak się jednak nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.