Taką ofertę mają u nas trzy banki. Niemal całość nowych i istniejących kredytów mieszkaniowych oprocentowana jest według zmiennej stopy. Na przykład BZ WBK ma hipotekę o stałym oprocentowaniu na pięć lat, ale w 2017 r. sprzedano tylko 758 takich kredytów o wartości 165 mln zł. Dla porównania w całym sektorze w 2017 r. udzielono ponad 204 tys. hipotek wartych 46,4 mld zł.

Zmiennoprocentowe hipoteki, których wysokość rat podąża na bieżąco za wzrostem rynkowych stóp procentowych (są więc bardziej ryzykowne), stanowią w strefie euro 24 proc. nowej sprzedaży. We Francji 4 proc., w Czechach 11 proc., w Niemczech 14 proc., a na Węgrzech 50 proc. Poza Polską tylko w Bułgarii, Finlandii, Grecji i Chorwacji ten odsetek jest wysoki, choć nie tak jak u nas.

Problemem jest cena – są droższe niż te o zmiennej stopie. – Klienci podejmują decyzję o kredycie głównie przez pryzmat wysokości bieżącej raty, a nie tego, czy stopy za pięć–dziesięć lat wzrosną i jaka wtedy będzie rata – zaznaczał Rafał Kozłowski, wiceprezes PKO BP, w niedawnej rozmowie z „Parkietem". Obecnie różnica w cenie takich kredytów wynosi 0,5–0,6 pkt proc., co przekłada się na ratę kredytową wyższą o ok. 5–7 proc.

Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego, postulował wprowadzenie produktu, który będzie możliwie zbliżony cenowo do kredytu na zmienną stopę procentową. Jednak aby tak się stało, konieczne są zmiany regulacyjne. Branża liczyła, że wprowadzi je ustawa o kredycie hipotecznym, która weszła w życie w lipcu 2017 r. Tak się jednak nie stało. Wręcz przeciwnie, pogorszyła nieco sytuację, bo ułatwiła wcześniejszą spłatę kredytów bez prowizji i banki obawiają się, że klienci często by to robili, pozostawiając je z kosztem zabezpieczenia stałego finansowania.

– Rozwiązaniem mogłoby być na przykład zwolnienie banków z niektórych obciążeń, np. w zakresie wymogów kapitałowych czy podatku bankowego. Wtedy mogłyby zbliżyć cenę kredytów stało- i zmiennoprocentowych – mówił Bartkiewicz. Odmiennego zdania jest Kozłowski, który wprawdzie także zgadza się, że konieczne jest zbliżenie cen tych kredytów, ale w inny sposób. – Mówimy o zróżnicowaniu warunków, a nie wyłącznie o preferowaniu stałoprocentowych. Dopuszczamy nawet i to, że normy dla kredytów zmiennoprocentowych zostałyby podniesione, aby zawęzić ich sprzedaż do tej grupy klientów, która jest bardziej odporna na zmiany stóp – dodał. KNF wciąż nie wydała rekomendacji w tej sprawie. MR