Dzisiaj lider polskiego sektora bankowego poinformował, że od 6 lipca (poniedziałek) zawiesza do odwołania oferowanie lokat terminowych dla firm i przedsiębiorstw. Lokaty otwarte do 5 lipca będą prowadzone na dotychczasowych warunkach do ich zakończenia. Natomiast w pierwszym dniu kolejnego okresu umownego zostaną zamknięte, a pieniądze zgromadzone na rachunku lokaty wraz z odsetkami zostaną przekazane na rachunek klienta. Na koniec 2019 r. bank miał 491 tys. klientów z segmentu firm i przedsiębiorstw.
Wycofanie z oferowania lokat dla firm nie jest wielkim zaskoczeniem biorąc pod uwagę sporą nadpłynność (czyli przewagę depozytów nad kredytami) sektora bankowego, w tym największych banków z PKO BP na czele. Nadmiar płynności banki miały już przed pandemią, a teraz dodatkowo jest ona zwiększana programami rządowymi wspierającymi firmy. To przy spadku popytu na kredyty powoduje, że tempo przyrostu depozytów będzie zdecydowanie wyższe niż kredytów. Wskaźnik kredytów do depozytów PKO BP spadł na koniec marca do 89 proc., w sektorze wskaźnik ten obniżył się w maju poniżej 85 proc. (w PKO BP najprawdopodobniej było podobnie).
Banki więc nie muszą walczyć o depozyty, widać to także – szczególnie po spadku stóp procentowych – w spadku nominalnego oprocentowania lokat i kont oszczędnościowych klientów indywidualnych największych banków do zera lub symbolicznie powyżej zera. Realnie – biorąc pod uwagę blisko 4-proc. inflację – oznacza to sporą stratę oszczędzających w bankach. Niektóre banki już na koniec 2019 r. „wypychały" duże depozyty przedsiębiorstw (pojawiły się opłaty za spore depozyty, ponad 20 mln zł), co wynikało nie tylko z nadmiaru płynności i mniejszej wagi depozytów firm do obliczania wskaźników płynności, ale także ze względu na sposób obliczania składek na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Mówiąc w uproszczeniu – zależą one od udziału danego banku w rynku depozytów niegwarantowanych, czyli głównie pieniędzy firm.