Ponieważ S&P 500 w piątek spadł na krótko o 20 proc. w stosunku do styczniowego szczytu, bardzo kuszące jest rozpoczęcie próby wywołania końca wyprzedaży. Problem w tym, że spełniony jest tylko jeden z warunków do rajdu: wszyscy się boją. To zadziałało na czas rozpoczęcia odbicia w 2020 roku, ale tym razem może nie wystarczyć.
Inne wymagania są takie, aby inwestorzy zaczęli widzieć sposób na pokonanie wyzwań i aby decydenci zaczęli pomagać. Bez tego ryzykiem jest serią wzrostów na rynku bessy, które nie trwają długo, krzywdząc kupujących w dołkach i jeszcze bardziej niszcząc zaufanie inwestorów.
Ta pewność już jest słaba. Ankiety na temat nastrojów pokazują, że zarządzający funduszami (badani przez Bank of America), inwestorzy prywatni (Amerykańskie Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych) i biuletyny finansowe (Investors Intelligence) są już na poziomie ostrożności dotyczącym akcji z marca 2020 r. Opcje, które chronią przed spadkami na rynku, również nie były od tamtego czasu tak popularne. A nastroje konsumentów, mierzone przez University of Michigan, są w rzeczywistości gorsze niż wtedy. W 2020 roku to wystarczyło, bo banki centralne i politycy też się bali. Kiedy wkroczyli, pomogli inwestorom zobaczyć, że przy wsparciu rządu firmy mogą przetrwać.