Ważnych wydarzeń, które mogły odcisnąć piętno na rynkach finansowych, w ostatnim czasie było sporo. Coraz bardziej niepokojące są doniesienia dotyczące pandemii, już nie tylko w Chinach, ale i informacje o nowych groźnych mutacjach koronawirusa w Stanach Zjednoczonych. Wojna w Ukrainie wciąż przybiera na sile, a zbliżająca się symboliczna dla Rosji data 9 maja budzi coraz większy niepokój. Uwaga wciąż koncentruje się także na szalejącej inflacji.
Szaleństwo na Wall Street
Z tym ostatnim zjawiskiem bezpośrednio wiążą się najnowsze decyzje Fedu, które były chyba najważniejszym elementem układanki czynników w ostatnich dniach. Federalny Komitet Otwartego Rynku (FOMC) podjął zgodną z oczekiwaniami decyzję o podwyższeniu głównej stopy procentowej o 0,5 pkt proc., do poziomu 0,75-1 proc., oraz o rozpoczęciu ograniczania sumy bilansowej. O powadze sytuacji może świadczyć fakt, że tak dynamiczny ruch poprzednio nastąpił 22 lata temu. Ale nie powinno to dziwić, skoro inflacja w Stanach Zjednoczonych jest najwyższa od ponad 40 lat.
Reakcja rynków finansowych na posunięcie Fedu na pierwszy rzut oka mogła wydawać się zaskakująca. Co prawda w historii rzadko się zdarzało, by pierwsza podwyżka stóp powodowała poważniejsze spadki na giełdach. Ale chyba jeszcze rzadsze były przypadki, by po jej ogłoszeniu indeksy na Wall Street szły w górę o ponad 3 proc. A tak się stało w minioną środę. Wyjaśnieniem powodu tej euforii była najprawdopodobniej deklaracja Fedu, że w rozpoczętym cyklu zaostrzania polityki pieniężnej stopy nie będą podnoszone w tempie wyższym niż 0,5 punktu. Zdaniem komentatorów istotne było również to, że inwestorzy uwierzyli, że Fed poradzi sobie z inflacją. Wobec oczekiwań energicznego działania Rezerwy, ta informacja mogła uspokoić inwestorów, choć obiektywnie rzecz biorąc, zbyt pozytywna dla rynku akcji nie jest. Podobnie zareagowały rynek walutowy i długu. Dolar nieco się osłabił, a rentowności amerykańskich obligacji skarbowych poszły lekko w dół.
Na otrzeźwienie nie trzeba było długo czekać. Już w czwartek Nasdaq Composite poszedł w dół o 5 proc., Dow Jones o ponad 3 proc., a S&P500 o 3,5 proc. Indeks dolara zbliżył się do niedawno ustanowionych szczytów, a rentowność dziesięcioletnich obligacji „przyklepała" powrót powyżej 3 proc. Suma tych silnych wahań sprowadzała się do sięgających po około 0,1 proc. zmian indeksów w skali pierwszych czterech sesji minionego tygodnia. Rozwój wydarzeń w najbliższych dniach może być tym bardziej interesujący.
Zmienności nie brakowało także na głównych parkietach naszego kontynentu, jednak tu przewaga niedźwiedzi była dość wyraźna. We Frankfurcie DAX zniżkował do czwartku o prawie 1,5 proc., paryski CAC40 tracił 2,5 proc., a w Londynie FTSE250 szedł w dół o 3 proc. O bardziej zdecydowanym pogorszeniu się obrazu rynku można mówić w przypadku Londynu i Paryża, na giełdzie niemieckiej utrzymuje się trend boczny. Ruch w bok trwa również na szerokim Stoxx Europe 600, ale ostatnio coraz częściej widać tam aktywność niedźwiedzi.