Kiedyś trudno dostępne, zarezerwowane jedynie dla nielicznych inwestorów, głównie tych z zasobniejszymi portfelami. Dzisiaj odgrywają coraz ważniejszą rolę, zarówno jeśli chodzi o strategie inwestycyjne samych inwestorów, jak również o biznes maklerski. Rynki zagraniczne z roku na roku zyskują coraz większą popularność wśród klientów indywidualnych, dla których świat już nie kończy się na GPW. Ubiegły rok tylko nasilił ten trend. Mało tego... część graczy porzuca nawet warszawski parkiet na rzecz zagranicznych rynków.
Imponujące wzrosty
Szczegółowych danych na temat, jak dużo klientów biur i domów maklerskich inwestuje na rynkach zagranicznych i jak duży obrót oni generują, nie ma. U pośredników to tajemnica. Niemniej jednak, kiedy pyta się maklerów o popularność rynków zagranicznych, wszyscy zgodnie mówią o wyraźnym trendzie wzrostowym. Oczywiście kilka lat temu o wzrost było stosunkowo łatwo, bo i punkt odniesienia był ustawiony bardzo nisko. Usługa rynków zagranicznych systematycznie nabiera jednak „masy".
Już w 2020 r., za sprawą pandemii, inwestorzy chętniej zaczęli wychodzić poza Warszawę, a 2021 r. to kolejne wzrosty, które potwierdziły, że o usłudze tej można już przestać mówić jako o niszy, z której korzystają jedynie pasjonaci.
– Zainteresowanie rynkami zagranicznymi wśród klientów indywidualnych rośnie systematycznie z roku na rok. Nie inaczej było w 2021 r., w którym zanotowaliśmy dwucyfrowe wzrosty. Liczba rachunków z dostępem do rynków zagranicznych wzrosła rok do roku o 26 proc. To, co cieszy nas jeszcze bardziej, to fakt, że wzrosła także liczba aktywnych klientów w tym obszarze. W tym przypadku mówimy o 46-proc. wzroście. To oczywiście ma przełożenie na wartość obrotów, które wzrosły o 36 proc., i wielkość prowizji, która zwiększyła się o 29 proc. Nie da się więc ukryć, że rynki zagraniczne stanowią coraz poważniejszą część biznesu dla BM PKO BP – mówi Andrzej Zajko, zastępca dyrektora BM PKO BP.