Ostatnie kilkanaście dni przyniosło na warszawskiej giełdzie spadki notowań najsilniejsze od roku. Jak zwykle w takich sytuacjach inwestorzy usłyszeć mogą zupełnie sprzeczne zalecenia ze strony analityków.
Optymiści radzą, by korektę spadkową wykorzystać do odważnego kupowania akcji, twierdząc, że przecena jest przejściowa i wskazując całą gamę argumentów (coraz lepsze wskaźniki gospodarcze, perspektywa poprawy wyników spółek itp.). Jest też grupa graczy, dla których korekta jest nie tyle okazją do uzupełnienia portfela akcjami, lecz w ogóle do rozpoczęcia zakupów (zgodnie z pojawiającą się niekiedy tezą, mówiącą, że w czasie hossy z zakupami lepiej poczekać do czasu pierwszej większej przeceny).
[srodtytul]Dwa obozy[/srodtytul]
Nie wszyscy zgadzają się jednak z takim poglądem. Są też analitycy wychodzący z założenia, że silna przecena na giełdzie jest zazwyczaj objawem jakichś niepokojących zjawisk gospodarczych, które na pierwszy rzut oka trudno dostrzec. Według nich na giełdzie nic się nie dzieje bez przyczyny, więc korekta spadkowa może ostatecznie okazać się początkiem bessy, na długo zanim klarowne staną się przyczyny takiej sytuacji.
Dla części analityków (zwłaszcza tych posługujących się analizą techniczną) solidne spadki nie tylko nie muszą być zachętą do kupowania akcji, lecz wręcz przeciwnie – motywują do szybkiego pozbywania się walorów, zwłaszcza jeśli zostały przebite techniczne poziomy wsparcia.Która filozofia działania jest słuszna? Przecież za każdą z nich przemawiają racjonalne argumenty?