Coraz więcej giełdowych spółek emituje najpierw warranty subskrypcyjne (papiery wartościowe dające prawo do zakupu akcji lub obligacji), a dopiero potem akcje. W tym roku z takiej możliwości skorzystały m.in. Europejski Fundusz Hipoteczny, Centrozap, Mirbud, Petrolinvest i Rubicon Partners NFI. Niemal wszystkie firmy, które oferują warranty zamienne na akcje, robią to z dwóch powodów: taka forma pozyskania pieniędzy jest tania i szybka. Z czego to wynika?
[srodtytul]Niskie koszty i elastyczność[/srodtytul]
Spółki, chcąc podwyższyć kapitał i zdobyć pieniądze od inwestorów, mają do wyboru emisję akcji publiczną, w przypadku której konieczne jest sporządzenie i zatwierdzenie prospektu emisyjnego, lub niepubliczną (dla maksymalnie 99 inwestorów). W tym drugim przypadku mogą bezpośrednio emitować akcje. Jeśli jednak chcą je wprowadzić do obrotu giełdowego, co do zasady również muszą sporządzić prospekt.I stąd właśnie bierze się popularność emisji, w których najpierw wydawane są warranty,
a dopiero później akcje. W takim przypadku ustawa zwalnia spółkę z kłopotliwych, czasochłonnych i kosztownych obowiązków, związanych zwłaszcza z przygotowaniem prospektu.
– W stosunku do emisji akcji realizowanej na podstawie prospektu niewątpliwie mamy do czynienia z mniejszymi kosztami. Są one wręcz symboliczne w stosunku do wartości oferty – mówi Jerzy Mirgos, większościowy akcjonariusz Mirbudu. Zastrzega, że trzeba jednak wykonać dużo pracy we własnym zakresie. Chodzi np. o indywidualne rozmowy z inwestorami. Mirbud kilka tygodni temu wyemitował 10 tys. warrantów subskrypcyjnych zamiennych na 10 mln akcji serii F. Pierwsze z tych papierów oferował za darmo, a drugie po 2,8 zł za sztukę. W efekcie pozyskał 28 mln zł, z czego koszty emisji wynosiły 311 tys. zł, czyli 1,1 proc. wartości oferty.