Duży dystans do poziomu wsparcia ma zarówno zalety, jak i wady

Zgodnie z oczekiwaniami, o których wielokrotnie pisaliśmy, sforsowanie przez indeksy styczniowych szczytów otworzyło drogę do kontynuacji długoterminowego trendu wzrostowego

Publikacja: 17.04.2010 09:45

Duży dystans do poziomu wsparcia ma zarówno zalety, jak i wady

Foto: GG Parkiet

Nie oznacza to oczywiście, że można zapomnieć o monitorowaniu sytuacji technicznej. W czasie trendu wzrostowego cały czas warto zadawać pytanie: co musiałoby się stać, by można było uznać, że ów trend się załamuje i należy czym prędzej opuścić rynek, bo dalsze na nim przebywanie grozi poważnymi stratami? Korekta spadkowa w ostatnich dniach czyni to pytanie jeszcze bardziej aktualnym.

Pierwszym niepokojącym zjawiskiem byłby ewentualny spadek indeksów poniżej wspomnianych styczniowych szczytów. Najłatwiej o to byłoby w przypadku WIG20, który w najlepszym momencie ostatniej zwyżki oddalił się zaledwie o 4,6 proc. od styczniowego maksimum (2489 pkt), a jest jednocześnie najbardziej wahliwym z indeksów GPW.

Pytanie tylko czy wydarzenie to byłoby równoznaczne z załamaniem nie tylko krótkoterminowego, ale przede wszystkim średnio- i długoterminowego trendu wzrostowego. Odpowiedź na to pytanie nie może być twierdząca, jeśli spojrzymy na ostatnie osiem miesięcy. Sytuacje, kiedy WIG20 cofał się poniżej przebitego wcześniej szczytu, były na porządku dziennym (patrz wykres), a mimo to ostatecznie indeks systematycznie przecież poprawiał później rekordy hossy.

Aby tendencja zwyżkowa się na dobre załamała, musiałyby więc zostać spełnione znacznie bardziej rygorystyczne warunki techniczne, tzn. przebicie poziomów wsparcia wyznaczonych przez ostatnie lokalne dołki. W przypadku WIG20 pierwszy istotny średnioterminowy dołek (z lutego) leży dopiero na wysokości 2173 pkt, w przypadku kojarzonego z małymi spółkami sWIG80 jest to 11 108 pkt. Odległość od tych poziomów jest na razie tak duża, że musiałoby dojść do wyjątkowo silnej przeceny, by indeksy dotarły do tych wsparć, a co dopiero by je przebiły.

To dobrze i źle zarazem. Z jednej strony widać bowiem, że nie tak łatwo zatrzymać długoterminowy trend, który od 14 miesięcy z sukcesem broni się przed atakami podaży. Z drugiej strony, duży dystans dzielący indeksy od lutowych dołków jest równoznaczny z potencjalnymi stratami dla tych inwestorów, którzy z wyprzedażą akcji czekają na opisane sygnały.

Reklama
Reklama

To prowadzi do ważnego wniosku. Kupowanie akcji teraz, gdy indeksy mają za sobą nieprzerwany dziesięciotygodniowy marsz w górę, jest znacznie bardziej ryzykowne niż w momencie, gdy kursy dopiero przebijały styczniowe maksima (co stanowiło sygnały kupna). Przykładowo w chwili, gdy sWIG80 atakował poziom oporu, od lutowego dołka był oddalony zaledwie o ok. 6 proc. Obecnie odległość ta wynosi już 13 proc. Widać więc, że o ile nie ma jeszcze technicznych powodów do sprzedaży akcji, to moment na ich kupno nie wydaje się najszczęśliwszy (przynajmniej pod kątem omawianej strategii).

Analizy rynkowe
Eurocash uklepał dołek na 7,9 zł. Wyczekiwanie na wybicie
Analizy rynkowe
Hossa w godzinie próby
Analizy rynkowe
Młodzi Polacy odkładają pieniądze i oszczędzają na wydatkach
Analizy rynkowe
Czy to ostatnie chwile wysokiego oprocentowania bankowych produktów?
Analizy rynkowe
Wynajem mieszkań. Górą emocje?
Analizy rynkowe
Negatywne zaskoczenia w wynikach spółek
Reklama
Reklama