Z taką dynamiką wydarzeń na rynkach jak w ostatnich dwóch tygodniach nie mieliśmy już dawno do czynienia. Wszystko zaczęło się od powoli rozkręcającej się korekty spadkowej na giełdach, którą można interpretować jako uzyskanie przewagi niekorzystnych czynników fundamentalnych (obawy o finanse krajów PIIGS i, szerzej, strach przed narastaniem długu publicznego w skali globalnej) nad korzystnymi (lepsze od oczekiwanych wyniki amerykańskich spółek w I kwartale).Kulminacyjnym momentem procesu rozkręcania się owej korekty było tąpnięcie na Wall Street w czwartek 6 maja.
Chociaż pojawiły się teorie szukające przyczyn owego kilkuminutowego załamania (zwanego Flash Crash, czyli błyskawicznym krachem) w kwestiach czysto instytucjonalnych czy systemowych (takich jak rzekome błędne, ogromne zlecenie sprzedaży, manipulacja, nieefektywne działanie systemu handlu, algorytmy komputerowe), to – jak pisaliśmy przed tygodniem – okoliczności towarzyszące tym wydarzeniom są bardzo złożone (począwszy od faktu, że nie był to wyrwany z kontekstu incydent, lecz kontynuacja korekty spadkowej, a skończywszy na teorii wskazującej, że podobnie jak w przypadku krachu w październiku 1987 r. warunki do tąpnięcia stworzyło zderzenie szybko poprawiającej się koniunktury w amerykańskim przemyśle z trwającym od miesięcy spadkiem dynamiki podaży pieniądza).
[srodtytul]Od paniki do euforii[/srodtytul]
Kolejnym epizodem w tym rynkowym dramacie okazało się gwałtowne odbicie na początku mijającego tygodnia, dla którego impulsem stało się porozumienie w sprawie programu ratunkowego na wypadek rozprzestrzenienia się na inne kraje strefy euro „greckiej choroby”. Poniedziałkowe otwarcie WIG, od razu 2,6 proc. na plusie (a później kontynuacja zwyżki przez całą sesję), było ciosem dla tych graczy, którzy pod wpływem wcześniejszej przeceny pozbyli się akcji, a szczególnie dla tych, którzy zdecydowali się na otwarcie krótkich pozycji.
Dynamika tych wydarzeń robiła wrażenie – poniedziałkowa luka hossy na otwarciu całkowicie zakryła poprzedzającą ją lukę bessy z piątku. Jeśli zsumujemy bezwzględne zmiany WIG w ciągu dwóch najbardziej dramatycznych dni ostatniej zawieruchy (czyli spadek z 7 maja oraz odbicie z 10 maja), to się okaże, że ta dwudniowa suma zmienności wynosząca aż 7,2 proc. była największa od kwietnia 2009 r.