Dane gospodarcze wskazują na trwające ożywienie, stopy procentowe są niskie, wyniki finansowe spółek się poprawiają, zatrzymanie umacniania się złotego jest korzystne dla eksporterów. Argumenty te są poważne, ale trzeba podchodzić do nich o tyle ostrożnie, że kursy akcji zawsze wyprzedzają tendencje w realnej gospodarce, a nie odwrotnie.

Gdyby lutowe dołki na GPW pękły, upieranie się przy tezie, że warunki gospodarcze nie sprzyjają bessie, byłoby mało wiarygodne. Przypomnijmy, jak sytuacja pod tym względem wyglądała na jesieni 2007 r. Podczas gdy na wykresie WIG ukształtowała się wtedy formacja odwrócenia trendu na spadkowy, to pozornie wydawało się, że jest ona nieuzasadniona – gospodarka ciągle jeszcze rosła, podobnie jak zyski spółek. Pierwsze nieśmiałe oznaki osłabienia dynamiki PKB pojawiły się w I kwartale 2008 r., a na dobre spowolnienie dało się we znaki dopiero w III kwartale 2008 r. (czyli rok po rozpoczęciu bessy).

Przed pochopnym ignorowaniem ewentualnych niekorzystnych sygnałów technicznych przestrzega też fakt, że regularnie monitorowany przez nas wskaźnik wyprzedzający PMI dla polskiego przemysłu jest blisko historycznych szczytów cyklu koniunkturalnego (jego kwietniowy odczyt na poziomie 52,6 pkt jest już wyższy niż odczyt ze szczytu hossy internetowej z 2000 r.

– 50,4 pkt). Gdyby odczyty tego wskaźnika w kolejnych miesiącach (najbliższy poznamy na początku czerwca) okazały się gorsze niż do tej pory, należałoby uznać, że czynniki fundamentalne przestały sprzyjać kursom akcji. W strefie euro oznaki osłabienia widać już teraz. Według podanego w piątek wstępnego odczytu PMI dla przemysłu zanotował w maju pierwszy od 15 miesięcy spadek, którego zasięg (-1,7 pkt) jest z kolei największy od grudnia 2008 r., czyli od czasu niedawnego kryzysu.Trzymajmy więc kciuki za udaną obronę lutowego dołka, pamiętając jednocześnie o znanym giełdowym powiedzeniu: rynek ma zawsze rację.