Najnowszy, słabszy od oczekiwań odczyt wskaźnika wyprzedzającego PMI dla polskiego przemysłu wywołał wiele komentarzy. Nic dziwnego, bo jest to jedna z najbardziej użytecznych dla inwestorów wskazówek co do relacji między gospodarką a kursami akcji (w ostatnich 12 miesiącach korelacja między PMI i roczną dynamiką WIG wynosi 89 proc., co jest rzadko spotykane w przypadku większości danych makro, ponadto wartości PMI poznajemy tuż po zakończeniu miesiąca).
[srodtytul]Stabilizacja w okolicy szczytów[/srodtytul]
Wart uwagi jest przy tym nie tyle sam fakt, że odczyt był niższy od prognoz (rzadko się zdarza, by jakiekolwiek dane gospodarcze były idealnie zgodne z przewidywaniami), ale to, jak wygląda on w szerszym kontekście historycznym. Po pierwsze, od początku roku widać stabilizację PMI w przedziale 51–52,5 pkt. W porównaniu z listopadem 2009 r. wskaźnik nie zrobił jakiegokolwiek postępu (a nawet nieznacznie spadł – z 52,4 do 52,2 pkt). Jest to ogromna odmiana w stosunku do tego, co działo się w minionym roku – w okresie od stycznia do listopada PMI niemal nieprzerwanie i szybko rósł, pokonując długą drogę od dna kryzysu.
Biorąc pod uwagę wspomnianą silną korelację z dynamiką WIG, w tym kontekście jasne się staje, dlaczego indeks szerokiego rynku znajduje się ciągle na poziomie zbliżonym do tego z jesieni 2009 r., a silny trend wzrostowy przerodził się w tym roku w huśtawkę nastrojów.
Po drugie, nie wnikając w bezpośrednie przyczyny zahamowania wzrostu PMI (można sądzić, że jak zwykle impuls przychodzi ze świata, gdzie też widać słabnięcie wzrostu lub nawet spadek wskaźników wyprzedzających), widać, że obszar, w którym ten wzrost zahamował, nie jest przypadkowy.