Fakt, że indeks WIG zakończył pierwszą połowę roku na poziomie niewiele odbiegającym od tego, na jakim ją rozpoczynał (zmiana wyniosła minus 1,5 proc.), jest najbardziej rzucającą się w oczy cechą odróżniającą ten okres od II półrocza 2009, które stało pod znakiem hossy.
Takiego zastoju nie było już dawno. Poprzednio porównywalnie niewielkie zmiany indeksu zanotowano jeszcze w II półroczu 2002 r. (tyle że wówczas okoliczności towarzyszące owej stabilizacji były zupełnie inne niż obecnie – kursy akcji tkwiły w miejscu po długotrwałej bessie, a nie hossie).
[srodtytul]Bezproduktywna huśtawka nastrojów[/srodtytul]
Brak większych zmian między początkiem i końcem półrocza 2010 nie oznacza jednak, że przez cały ten czas WIG stał w miejscu. Wręcz przeciwnie, paradoksalnie był to okres zdecydowanie większego rozchwiania kursów niż przez większość minionego roku.
Sześć miesięcy wystarczyło do tego, by WIG najpierw przeżył silną korektę spadkową (na przełomie lutego i marca zniżkował o ok. 10 proc.), potem błyskawicznie odrobił straty i ustanowił nowe rekordy hossy (fala zwyżkowa trwająca od połowy marca do połowy kwietnia była jedną z najbardziej dynamicznych w trakcie hossy i podniosła wartość WIG o 18 proc.), a na koniec znowu pogrążył się w spadkach, które trwały praktycznie przez cały II kwartał. Czerwiec indeks kończył na poziomie bliskim czteromiesięcznego minimum.