Wyprzedaż na rynkach obligacji i akcji trwa w najlepsze, choć w ostatnich dniach dynamika tej tendencji wyraźnie osłabła. Największe nasilenie podaży miało miejsce w miniony poniedziałek, kiedy to na Wall Street, i nie tylko, trzeszczały poziomy technicznego wsparcia. Nowojorskie indeksy broniły się przed ich przełamaniem dość skutecznie, ale nie na tyle, by powstrzymać trwającą od pierwszych dni stycznia korektę. Podobnie było w przypadku większości pozostałych parkietów.
Obawy przed skutkami normalizacji
Trudno jednoznacznie wskazać przyczynę tak gwałtownego pogorszenia się nastrojów. Choć zaczęła dominować opinia o narastających obawach związanych z prawdopodobną rosyjską agresją na Ukrainę, znaczenie tego czynnika wydaje się przesadzone, przynajmniej w odniesieniu do giełdy za oceanem. Konsekwencje eskalacji działań i ewentualnych sankcji, nakładanych na Rosję, bardziej martwić powinny inwestorów w Europie niż w Stanach Zjednoczonych. Wszystko wskazuje na to, że jednak inwestorzy najbardziej obawiają się skutków normalizacji polityki pieniężnej przez Fed. Obawy te nie zmniejszyły się po środowym posiedzeniu komitetu otwartego rynku. Choć Jerome Powell nie powiedział niczego specjalnie nowego, to jednak z jego słów wyinterpretowano konsekwentnie jastrzębie nastawienie.
Tuż po konferencji szefa Fedu rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych ponownie zbliżyła się na moment do 1,9 proc., jednak następnego dnia ruch ten został nieco skorygowany. Zdecydowanie bardziej dynamiczna była reakcja papierów dwuletnich, który rentowność poszybowała do poziomu najwyższego od lutego 2020 r. Umacniała się także amerykańska waluta. Indeks dolara z impetem przekroczył lokalny szczyt z listopada ubiegłego roku i zameldował się na poziomie najwyższym od lipca 2020 r. Według znacznej części analityków jest jeszcze spora przestrzeń do wzrostu rentowności papierów skarbowych, zaś co do tendencji w przypadku dolara, opinie nie są już tak bardzo jednoznaczne, choć wiele wskazuje na możliwość kontynuacji tendencji do dalszego umacniania się. Mimo dużej zmienności, indeksy na Wall Street nie doznały tak dużego uszczerbku, jak tydzień wcześniej. Nadal najmocniej przeceniano spółki sektora technologicznego. Nasdaq Composite zniżkował do czwartku o 3 proc., S&P 500 tracił 1,6 proc., a Dow Jones 0,3 proc.
Podobnie przebiegał rozwój sytuacji na głównych parkietach naszego kontynentu. Indeksy we Frankfurcie i w Paryżu zniżkowały po 0,5–0,6 proc. Jedynie londyński FTSE250 tracił mocniej, spadając o 1,8 proc. Mocno w dół szedł wskaźnik rynków wschodzących. MSCI Emerging Markets zniżkował o 3,8 proc., znajdując się najwyraźniej pod presją deklaracji Fed i umacniającego się dolara. Duży w tym udział miał przeceniany o 3,6 proc. Shanghai Composite i tracący 4,6 proc. Hang Seng oraz zniżkujący o 3 proc. indeks giełdy indyjskiej.
Czarny poniedziałek na Książęcej i niewielkie przejaśnienia
Poniedziałkowy spadek sięgający w przypadku indeksu naszych największych spółek 4,55 proc. z pewnością zrobił na inwestorach wrażenie. Poprzednio tak duże jednodniowe tąpnięcie mieliśmy okazję obserwować w październiku 2020 r. Także pozostałe główne wskaźniki naszego rynku notowały w poniedziałek równie duże spadki. Kolejne dni przyniosły ich odreagowanie, ale tydzień kończył się umiarkowanymi zniżkami. Do czwartku WIG20 tracił 1,7 proc., indeks szerokiego rynku 1,6 proc., mWIG40 zniżkował o 1 proc., a sWIG80 – o 2,5 proc. W przypadku dwóch pierwszych mieliśmy do czynienia z próbą testowania dołków z końca listopada ubiegłego roku, mWIG40 zbliżał się chwilami do lokalnego minimum z grudnia. Najgorzej prezentujący się indeks najmniejszych firm dotarł do poziomu najniższego od kwietnia 2021 r. i w tym segmencie sytuacja techniczna wygląda najbardziej niepokojąco. Warto zwrócić uwagę, że podobnie dzieje się w przypadku Russell 2000 i sDAX. Myliłby się więc ten, kto dostrzega jedynie wpływ zagranicznych trendów na WIG20. Należy też zauważyć destrukcyjny wpływ deprecjacji złotego na sytuację na naszym parkiecie. WIG20 wyrażony w dolarach zniżkował do czwartku o 3,7 proc., a MSCI Poland tracił 3,2 proc., a więc niemal tyle samo co MSCI EM. Mimo wzrostowego odreagowania, zagrożenie pogłębieniem spadkowej korekty wciąż należy brać pod uwagę.