Oferta publiczna w kajdankach kancelarii prawnych

Im większa spółka, im większa oferta publiczna, tym bardziej cały obraz komunikacji z inwestorami indywidualnymi podczas IPO zaczyna przybierać karykaturalne rozmiary.

Aktualizacja: 16.02.2017 01:28 Publikacja: 28.01.2013 05:00

Michał Masłowski, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych

Michał Masłowski, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych

Foto: Archiwum

Takie oto dialogi zdarza nam się toczyć z przedstawicielami spółek (lub agencjami IR je obsługującymi), o których to, rzecz jasna, chcemy się jak najwięcej i jak najszybciej wszystkiego dowiedzieć:

-  SII: Dzień dobry, czy jest możliwość zrobienia wywiadu z prezesem spółki?

-  Spółka: Tak, ale w obecności siedmiu prawników z trzech kancelarii prawnych.

-  SII: Czy spółka weźmie udział w jakimś czacie z inwestorami indywidualnymi?

-  Spółka: Nie, bo nie ma możliwości przed każdą odpowiedzią prezesa na zadane w czacie pytanie umieszczenia odpowiednich disclamerów.

-  SII: Czy jest możliwość zadania pytania przedstawicielowi spółki? Piszemy raport o państwa debiucie, to pilne.

-  Spółka: Tak, ale odpowiedź musi zostać zatwierdzona przez nasze wszystkie kancelarie prawne, będzie w przyszłym tygodniu.

Z jednej strony próbuję zrozumieć postawę spółek, które otoczone przez „wszystkowiedzących" prawników, próbują lawirować w zawiłych przepisach prawa. To jest jeden punkt widzenia. Stąd właśnie biorą się wszystkie tzw. disclamery przed przeczytaniem jakichkolwiek dokumentów, które z grubsza stanowią to, że jedynym źródłem wiedzy o ofercie jest prospekt emisyjny oraz to, że nie wolno tej oferty prezentować, ba, nawet patrzeć na nią z daleka, w USA, Kanadzie i w jeszcze kilku innych krajach.

Z drugiej jednak strony widać, że towarzyszące całemu procesowi kancelarie prawne nie idą z duchem czasu. Na każde zadane pytanie, odpowiadają „NIE!", zanim dokończy się pytanie. Jest to w sumie oczywiste z ich punktu widzenia. Po co narażać się na problemy, skoro można je zdusić w zarodku i na wszelki wypadek wszystkiego zabronić. To jest też w miarę zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia. Bo przecież, gdyby kancelarie tak bardzo nie pilnowały wszystkich i wszystkiego, mogłoby się wręcz wydawać, że są niepotrzebne. A jakoś przecież trzeba uzasadnić wystawioną fakturę na końcu całego procesu, o sukcesie którego i tak zdecydują inwestorzy instytucjonalni.

Dziwię się, że oferty publiczne są reklamowane w środkach masowego przekazu, np. w formie reklam telewizyjnych. Przecież jakiś szalony Amerykanin, będący akurat na wakacjach w Polsce, mógłby to zobaczyć, strzelić fotkę aparatem i zawieźć ją do Stanów Zjednoczonych. A wtedy pech – cała oferta bierze w łeb.

Powiem krótko, opanujcie się. Dajcie tym prezesom coś powiedzieć, może a nóż jakiś inwestor indywidualny nie rozumie czegoś w prospekcie emisyjnym i będzie chciał zadać jednak jakieś pytanie spółce.

Od powyżej opisanej reguły zdarzają się raz na jakiś czas chlubne wyjątki (vide IPO Aliora). Niestety, są to wyjątki niezwykle rzadko występujące.

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?