Krajowe koncerny energetyczne nie będą w stanie samodzielnie udźwignąć transformacji polskiej energetyki, która pochłonie w najbliższych dwóch dekadach 470 mld zł. Dlatego po energię ze słońca i z wiatru sięgają także państwowe spółki paliwowe, górnicze, chemiczne czy kolejowe. Boom na zielone inwestycje wśród dużych firm kontrolowanych przez Skarb Państwa nie musi jednak oznaczać jedynie wypełniania polityki rządu. Eksperci przyznają, że ten biznes jest coraz bardziej opłacalny. Dlatego także mniejsi przedsiębiorcy z uwagą przyglądają się możliwości obniżenia rachunków za prąd poprzez budowę własnych instalacji OZE albo zakup zielonej energii w kontraktach bezpośrednio od producenta.
Na czele peletonu
Projekt polityki energetycznej państwa zakłada, że za dziesięć lat udział OZE w wytwarzaniu energii elektrycznej powinien sięgnąć 32 proc., zaś w 2040 r. już 40 proc. Za ten wzrost odpowiadać mają głównie elektrownie wiatrowe i słoneczne. Oznacza to, że za 20 lat ilość prądu wytworzonego z OZE może być nawet czterokrotnie większa niż w roku 2015. Do tego potrzeba jednak gigantycznych nakładów finansowych. Ministerialny projekt przewiduje, że w latach 2021–2040 na transformację polskiej energetyki trzeba będzie wydać około 470 mld zł. Tylko na inwestycje w OZE ma popłynąć 175 mld zł, z czego najwięcej, bo 106 mld zł, na rozwój energetyki wiatrowej.
Nie powinno dziwić, że największy ciężar inwestycji w zielone moce bierze na siebie największy krajowy wytwórca prądu – Polska Grupa Energetyczna. Ma ona ambitne plany zarówno w produkcji energii z wiatru, jak i ze słońca. Do 2030 r. zamierza postawić farmy wiatrowe na morzu o mocy 2,5 GW, co pozwoli zasilić nawet 4 mln gospodarstw domowych. W tym samym czasie takie same moce chce mieć zainstalowane w farmach fotowoltaicznych. Nieoficjalnie szacuje się, że realizacja tylko tych dwóch projektów może pochłonąć aż 50 mld zł. To mniej więcej tyle, ile kosztowałaby budowa ośmiu dużych bloków węglowych.
PGE szuka więc partnerów, z którymi mogłaby realizować swoje projekty. Pod koniec 2019 r. podpisała wstępne porozumienie z duńskim Orsted w sprawie sprzedaży połowy udziałów w dwóch projektach budowy morskich farm wiatrowych. Dla obu inwestycji PGE uzyskała w styczniu tego roku pozwolenia środowiskowe. Pierwszy prąd z farm na Bałtyku może popłynąć już w 2026 r. W ostatnim czasie podobnych porozumień koncern podpisał znacznie więcej. – Zdajemy sobie sprawę, że więcej i szybciej osiągniemy dzięki ścisłej współpracy z innymi największymi podmiotami polskiej gospodarki. Poszukując efektów synergii, zaprosiliśmy do kooperacji KGHM, Grupę Azoty oraz PKP. Nasi partnerzy mają dużo terenów, a my ambitny cel do zrealizowania – podkreśla Henryk Baranowski, prezes PGE. – Aby zwielokrotnić pozytywny wpływ rozwoju sektora „offshore wind" na polską gospodarkę, nawiązaliśmy bliskie relacje z PKN Orlen. Jestem przekonany, że dzięki współpracy czempionów uda się ten potencjał maksymalnie wykorzystać – dodaje Baranowski.
Rewizja strategii
Dynamiczny rozwój OZE wpisują w swoje plany także pozostałe koncerny energetyczne. Enea, która niedawno zaktualizowała swoją strategię, planuje zwiększyć udział odnawialnych źródeł w całkowitej produkcji energii elektrycznej ponadczterokrotnie – do 33 proc. w 2030 r. Grupa skoncentruje się przede wszystkim na projektach fotowoltaicznych, biomasowych i biogazowych oraz farmach wiatrowych. Na takie inwestycje wyda 14,7 mld zł.