W środowym wydaniu pisaliśmy o rozważanej przez Grupę Santander sprzedaży jej polskiego banku, wicelidera naszego rynku. I choć Hiszpanie zaprzeczają, jakoby mieli takie plany, argumenty stojące za samym zastanawianiem się nad transakcją wskazują, że z punktu widzenia inwestorów polski sektor bankowy najlepsze czasy ma już za sobą.
Dwa negatywne czynniki
Głównym powodem decydującym o gorszej niż kiedyś jego atrakcyjności jest niższe ROE (zwrot z kapitałów własnych, główna miara efektywności finansowej banków). Mimo że sektor osiąga imponujące w ujęciu nominalnym zyski, sięgające 15 mld zł netto, to wysokość ROE nie napawa optymizmem. W 2019 r. wskaźnik ten według szacunków sięgnął 6,8 proc. (w 2019 r. było to 6,5 proc.) i banki zarobiły około 14 mld zł. Ale jeszcze w 2011 r. ROE w sektorze wyniosło 12,9 proc., a najlepsze banki osiągały 15 proc. i więcej (teraz tylko ING BSK ma ROE bliskie 12,5 proc., inne czołowe banki w okolicach 10 proc.). W latach 2012–2013 wskaźnik sektora spadł do 10–11 proc. (w każdym roku z tych trzech lat), sektor miał po 15,2–15,5 mld zł zysku netto.
Dlaczego ROE spada? Głównym problemem jest duże obciążenie podatkowe i kapitałowe: to pierwsze obniża licznik, czyli zysk (wejście podatku od aktywów ścięło w pierwszym roku jego obowiązywania zyski o jedną piątą, niskie są stopy procentowe, dochodowość aktywów obniżają też regulacje), drugie zaś zwiększa mianownik (wyższe wymogi kapitałowe i bardziej rygorystyczny sposób ich liczenia oraz restrykcyjna polityka dywidendowa nadzoru, do czego przyczynia się portfel hipotek frankowych).
Co gorsza, trudno liczyć na poprawę. – Perspektywy rentowności polskiego sektora bankowego oceniam raczej negatywnie. Jesteśmy na szczycie koniunktury gospodarczej i przed poważnym zmierzeniem się z problemem pozwów frankowych, a już teraz rentowność sektora mierzona wskaźnikiem ROE jest sporo poniżej kosztu kapitału i tylko ci najlepsi są w stanie osiągnąć ROE pokrywające z naddatkiem ten koszt – mówi Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego.