Utrzymująca się wciąż mocno podwyższona zmienność notowań czyni codzienną obserwację sytuacji na giełdach zajęciem ekscytującym, jednocześnie może jednak zaburzać ocenę wydarzeń i tendencji. Ostatnie dni marca dostarczyły optymistom sporo argumentów, ale nie zmieniły zasadniczo fatalnego obrazu rynków.
Giełdy w czasach kryzysu
Od 23 do 26 marca Dow Jones wzrósł o ponad 21 proc. W normalnych czasach można byłoby więc ogłosić wejście w stan hossy. Niestety czasy nie są normalne i mimo tak znaczącej zwyżki średnia przemysłowa notuje jeden z najgorszych kwartalnych wyników w historii, zniżkując o ponad 23 proc. Poprzednio większy spadek (25,3 proc.) indeks ten zanotował pod koniec 1987 r. W najgorszym momencie ostatniej fali spadkowej Dow Jones tracił prawie 35 proc. Podobnie zresztą było w ostatnim kwartale 1987 r., gdy w apogeum paniki tąpnięcie sięgało niemal 38 proc. S&P 500 pierwszy kwartał zakończył spadkiem o 20 proc., największym od ostatniego kwartału 2008 r. Jeden z najgorszych kwartałów w historii ma za sobą również niemiecki DAX, zniżkujący o 25 proc. Tylko nieznacznie mocniejsze tąpnięcie było we Frankfurcie widziane w trzecim kwartale 2011 r., gdy chwiały się podstawy strefy euro. Paryski CAC40 tracący 26,5 proc. zaliczył najmocniejsze tąpnięcie od 2002 r. Indeks giełdy tokijskiej zniżkował najmocniej (20 proc.) od czasów globalnego kryzysu finansowego. Liderami spadków są tracące po niemal 40 proc. giełdy w Atenach, Amsterdamie i Buenos Aires. Tuż za nimi, ze zniżkami oscylującymi wokół 30 proc., plasują się wskaźniki w Wielkiej Brytanii, Rosji, Filipinach, Indiach i Bazylii. Widać więc, że bessa obecna jest na wszystkich kontynentach i we wszystkich krajach. Najmniej ucierpiały giełdy o marginalnym znaczeniu, takie jak na przykład ukraińska, czeska czy łotewska.
Na tym tle na uwagę zasługuje giełda kraju, w którym epidemia wybuchła i rozpoczęła swoją globalną ekspansję. Choć wydaje się, że chińska gospodarka ucierpi bardzo mocno, a działania tamtejszych władz (zarówno monetarne, jak i fiskalne), by zapobiec zapaści, nie wydają się aż tak radykalne jak w przypadku Stanów Zjednoczonych czy nawet strefy euro, Shanghai Composite w pierwszym kwartale zniżkował „jedynie" o niespełna 10 proc. Ze znacznie większymi spadkami chiński wskaźnik w ciągu ostatnich pięciu lat mierzył się kilkukrotnie. Tak dobre zachowanie chińskiej giełdy wygląda dość tajemniczo i nie można wykluczyć, że jest ono wynikiem zakulisowych działań administracyjnych oraz nacisków na instytucje finansowe, o których głośno było już wielokrotnie w przeszłości. Nie sposób też nie zauważyć, że mimo tak dramatycznych wydarzeń, jak wojna handlowa czy epidemia koronawirusa, chiński parkiet już od ponad roku prezentuje się niemal jak oaza spokoju. Tego samego nie można jednak powiedzieć o wskaźniku obrazującym koniunkturę na rynkach wschodzących. ETF na MSCI Emerging Markets zniżkował bowiem w pierwszym kwartale o 24 proc., najmocniej od prawie dziewięciu lat.
Sytuacja na giełdach nie pozostawia złudzeń, dynamiczne odbicie z ostatnich dni budzi nadzieję, ale główną kwestią są perspektywy globalnej gospodarki. Niemal wszystkie ośrodki analityczne ścigają się w publikowaniu mniej lub bardziej katastroficznych scenariuszy. Najnowszy przykład to agencja Fitch, która w czwartek skorygowała swoją poprzednią prognozę na 2020 r. z 19 marca, zakładającą wzrost globalnego PKB o 1,6 proc., na spadek o 1,9 proc. Spadek PKB Niemiec wynieść ma 3,8 proc. Goldman Sachs zakłada sięgającą 3,8 proc. recesję w Stanach Zjednoczonych i 9-proc. spadek PKB w strefie euro. W świetle najnowszych danych, wyglądające na mało prawdopodobne prognozy tego banku, mówiące o 24 proc. spadku PKB w Stanach Zjednoczonych w drugim kwartale i 9-proc. stopie bezrobocia, nabierają waloru większej realności. Szokiem była publikacja z poprzedniego tygodnia, mówiąca o sięgającej 3,3 mln liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Jak więc można określić czwartkowe dane, z których wynika, że zarejestrowano ponad 6,6 mln wniosków?
Warszawa najsłabsza od ćwierć wieku
W ostatnich dniach indeks największych spółek znalazł się na poziomie widzianym poprzednio w pierwszym kwartale 2009 r. W odróżnieniu od sporej części światowych giełd w Warszawie nie widać śladu wzrostowego odreagowania. WIG20 w pierwszym kwartale zniżkował o 29,6 proc., co oznacza przecenę najmocniejszą od połowy 1994 r., czyli od 26 lat. W segmencie średnich firm sytuacja jest o tyle „lepsza", że mWIG40, tracąc 27 proc., znalazł się najniżej od 2013 r. i zaliczył spadek najmocniejszy od końca 2008 r. Na tym tle na pierwszy rzut oka sytuacja małych spółek jest bardzo dobra. sWIG80 w pierwszym kwartale zniżkował o niecałe 15 proc. Poprzednio z większym spadkiem, przekraczającym 27 proc., mieliśmy do czynienia w drugiej połowie 2011 r. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że to właśnie indeks najmniejszych spółek charakteryzuje się od kilku lat mniejszą zmiennością niż choćby WIG20. W ostatnich miesiącach zmienność wróciła na rynek „maluchów". Pod koniec lutego sWIG80 znajdował się na poziomie 13135 punktów, najwyższym od prawie dwóch lat. Niecałe trzy tygodnie później, pod koniec pierwszej połowy marca, był już o ponad 29 proc. niżej. Licząc w punktach, zmienność była więc ostatnio nawet nieco wyższa niż dziewięć lat temu.