Produkcja przemysłowa załamała się w kwietniu o 24,7 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem ub.r. i o 25,5 proc. w stosunku do marca. Takiej katastrofy nie zakładali najwięksi nawet pesymiści. I choć maj niemal na pewno przyniesie ożywienie w przemyśle, o czym świadczy choćby odbicie w wykorzystaniu energii elektrycznej, w czwartkowych danych GUS trudno znaleźć powody do optymizmu.
Poprzedni kryzys to bajka
Zapaść w przemyśle rozpoczęła się już w marcu, wraz z wprowadzeniem przez rządy w całej Europie ograniczeń aktywności ekonomicznej w celu stłumienia epidemii. Wtedy jednak produkcja nad Wisłą zmalała tylko o 2,3 proc. rok do roku, a niektóre branże kwitły. W kwietniu nawet one odczuły skutki kryzysu.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się spadku produkcji o 12,4 proc. rok do roku, a najbardziej katastroficzne szacunki zakładały jej tąpnięcie o około 18 proc. rok do roku. Dla porównania największy dotychczas spadek produkcji w ostatnich 20 latach, ze stycznia 2009 r., sięgnął 15,3 proc. rok do roku.
„Pandemia cofnęła produkcję przemysłową w Polsce o siedem lat, do poziomu z 2013 r. Od teraz zacznie się mozolny marsz w górę" – zauważył w komentarzu Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. Pocieszać można się tym, że w Polsce sytuacja i tak jest niezła. W strefie euro i w USA produkcja wróciła do poziomu z 2009 r.
Nie ma wygranych
Zaledwie cztery spośród 34 działów polskiego przemysłu zanotowały w kwietniu wzrost produkcji. Najbardziej, o 14,8 proc. rok do roku, wzrosła produkcja wyrobów farmaceutycznych. W stosunku do marca spadła jednak o 37,2 proc., co sugeruje, że boom w tej branży już wygasa. Produkcja artykułów spożywczych, która wyraźnie zwiększyła się w marcu – gdy konsumenci robili zakupy na zapas, obawiając się zamknięcia sklepów – w kwietniu zmniejszyła się o 12,7 proc. rok do roku. Zmalała też produkcja w przemyśle papierniczym, który w pierwszych tygodniach epidemii doświadczył wzrostu popytu, co ekonomiści wiązali z rozkwitem handlu internetowego.