Do spadkowej korekty rynki akcji szykowały się już od dłuższego czasu. Brakowało jedynie wyraźniejszego impulsu, który byłby w stanie sprokurować wyprzedaż akcji. Okazało się, że tym czynnikiem nie są ani informacje makroekonomiczne, ani związane z pandemią, lecz trwająca od kilku miesięcy zmiana tendencji na rynku długu. W jej wyniku rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych wzrosła z nieco ponad 0,5 proc. w sierpniu ubiegłego roku do prawie 1,5 proc. w ostatnich dniach. Ta tendencja zwiększa atrakcyjność inwestycji w obligacje, szczególnie z punktu widzenia dużych, profesjonalnych inwestorów, a więc rodzi obawy związane z odpływem środków z rynków akcji.
Mroźny czwartek na Wall Street
Obawy te narastały stopniowo, ale czwartkowy skok rentowności przelał chyba czarę goryczy. W efekcie indeksy na Wall Street, które dopiero co ustanawiały historyczne rekordy, doznały zdecydowanej przeceny. Dow Jones tracił 1,8 proc., a w skali tygodnia zniżkował o 0,3 proc. S&P 500 spadał odpowiednio o 2,5 i 2 proc., a Nasdaq Composite o 3,5 i niemal 5,5 proc. Obraz rynku amerykańskich firm technologicznych prezentuje się zdecydowanie najgorzej, a jego indeks testował poziom dołka z końca stycznia.
Kolejny tydzień pogarszały się nastroje na głównych giełdach europejskich, a po fatalnej czwartkowej sesji za oceanem należy się spodziewać nasilenia tej tendencji. Indeks we Frankfurcie zniżkował do czwartku o 0,8 proc. Przed spadkami zdołały się uchronić zarówno paryski CAC40, jak i londyński FTSE 250, które szły w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia w górę po kilka dziesiątych procent. Na sile przybrała korekta na rynkach wschodzących. MSCI Emerging Markets (ETF) tracił do czwartku ponad 5 proc. Mocno, o 3 proc. w dół, szedł indeks giełdy w Szanghaju.
Warszawa wraca do szeregu
Po niespodziewanym wyskoku indeksu naszych największych spółek z poprzedniego tygodnia, ostatnie dni sprowadziły nas na ziemię. Do czwartku WIG20 tracił 2,5 proc., a we wtorek niedźwiedzie postraszyły, sprowadzając indeks nieco poniżej 1900 punktów. W efekcie jednak wskaźnik trzyma się w ramach tendencji bocznej o zasięgu zaledwie 100 punktów. Pewnym pocieszeniem może także być to, że skala spadku w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia była o prawie połowę mniejsza niż w przypadku MSCI Emerging Markets. Nasz indeks po czwartkowej sesji znajduje się w połowie wielotygodniowego zakresu wahań, więc kierunek ruchu trudno przewidzieć, a wspomniany powrót do korelacji z otoczeniem każe odpowiedzi szukać w obserwacji sytuacji na giełdach światowych.
W dalszym ciągu mieliśmy do czynienia z zastanawiającą siłą sektora finansowego. W czwartek, na dzień przed publikacją raportu kwartalnego, akcje Aliora zwyżkowały momentami o ponad 10 proc., a po czterech sesjach szedł w górę o niespełna 7 proc. Warto przypomnieć, że „hossa" na rynku walorów tego banku trwa już drugi tydzień z rzędu (poprzednio zwyżka sięgała niemal 16,5 proc.). Po publikacji raportu za czwarty kwartał walory Pekao drożały o 4 proc., a momentami docierały do 70 zł, ale w trakcie czterech sesji rosły o 1,5 proc. Trend boczny ma się w tym przypadku dobrze.