Jednym z aspektów naszego życia, które zostały mocno zmienione przez pandemię, jest praca. Nie tylko dlatego, że wielu ludzi pracujących w branżach dotkniętych lockdownami trafiło na postojowe lub na bezrobocie. Ostatnie 12 miesięcy przyniosło przejście ogromnych rzesz pracowników na pracę zdalną. Wielkie zagłębia biurowe się wyludniły, a granica pomiędzy miejscem zatrudnienia a domem zatarła. Dla jednych okazało się to bardzo wygodne, dla innych stresujące (zwłaszcza dla tych, którzy mają dzieci na zdalnej nauce), ale w wielu przypadkach zadziałało lepiej, niż się spodziewano. Wciąż nie wiadomo, kiedy na większą skalę powrócą pracownicy do biurowców. Można się jednak spodziewać, że nawet po przejściu obecnej fali pandemii nie będzie wielkiego pośpiechu z powrotem do biur. Zdarzenia z ostatnich 12 miesięcy przyspieszyły bowiem procesy prowadzące do większej cyfryzacji pracy, a wielu pracodawców zauważyło, że fizyczna obecność pracownika w biurze nie jest konieczna do tego, by on dobrze pracował. Niektóre firmy na świecie deklarują więc, że zostawią swoim pracownikom swobodę wyboru, jeśli chodzi o pracę zdalną, a inne zapowiadają, że praca przyjmie charakter hybrydowy, czyli w pewne dni będzie biurowa, a w inne zdalna. Niektórzy eksperci i politycy zaczęli już nawet kwestionować kanon pięciodniowego tygodnia pracy. Dlaczego by więc nie pracować krócej, skoro coraz częściej ludzką pracę wyręcza technologia?
Walka o wolne piątki
Pilotażowy program czterodniowego tygodnia pracy może już wkrótce zostać przetestowany w Hiszpanii. Tamtejszy rząd zainteresował się bowiem propozycją małej lewicowej partii Mas Pais, która przygotowała projekt mechanizmu wsparcia dla firm decydujących się na taki eksperyment. Przewiduje on, że spółkom decydującym się na wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy w pierwszym roku od takiej decyzji będzie refundowane 100 proc. kosztów takiej zmiany, w drugim roku 50 proc., a w trzecim 33 proc. Na ten pilotażowy projekt ma być przeznaczone tylko 50 mln euro, więc zapewne dotyczył on będzie jedynie małych i średnich spółek. Twórcy projektu szacują, że będzie w nim uczestniczyć około 200 firm zatrudniających łącznie do 6 tys. pracowników. Mowa więc o eksperymencie na dość małą skalę.
– Hiszpania jest jednym z krajów, w których pracuje się więcej godzin, niż wynosi średnia europejska. Nie należymy jednak do grona najbardziej produktywnych krajów. Większa liczba godzin pracy nie musi więc oznaczać, że pracuje się lepiej – twierdzi Inigo Errejon, przewodniczący partii Mas Pais.
Sugestie co do skrócenia tygodnia pracy pojawiają się też w innych krajach. – Słyszę wielu ludzi sugerujących, że powinniśmy mieć czterodniowy tydzień pracy. Ostatecznie to kwestia do uzgodnienia pomiędzy pracodawcami i pracownikami. Ale wspomniałam już, że nauczyliśmy się bardzo dużo na temat elastyczności towarzyszącej pracy z domu i że można z niej uzyskać wydajność – powiedziała w maju 2020 r. Jacinda Arden, premier Nowej Zelandii. Zwróciła uwagę, że krótszy tydzień pracy pozwoliłby na ożywienie niektórych branż gospodarki, a szczególnie turystyki krajowej. Niektóre spółki w Nowej Zelandii już przeszły na krótszy tydzień pracy. – To sprawiło, że moi pracownicy stali się szczęśliwsi i bardziej wydajni. Taki system przynosi korzyści dla zdrowia psychicznego i fizycznego, środowiska, rodziny, życia społecznego i klimatu. Nowa Zelandia mogłaby przejść na czterodniowy tydzień pracy po pandemii. De facto byłaby to strategia odbudowy gospodarki, a szczególnie sektora turystycznego – mówił w rozmowie z dziennikiem „The Guardian" Andrew Barnes, prezes nowozelandzkiej spółki Perpetual Guardian, zatrudniającej 200 osób.
W Wielkiej Brytanii niektóre małe spółki przestawiały się na czterodniowy tydzień pracy jeszcze przed pandemią. – Ta zmiana sprawiła, że nie ma już zmęczenia typowego dla piątkowego popołudnia, a zwiększone morale i wyższe poziomy energii u załogi sprawiają, że jest wrażenie, że liczy się każda godzina. To prowadzi do wzrostu wydajności – przekonuje Maxim Grew, założyciel firmy Interpid Camera.