Większość danych makroekonomicznych napływających w ostatnich dniach potwierdza, że proces odradzania się gospodarek po pandemicznym tąpnięciu postępuje. Co ważne, poprawę sytuacji sygnalizują nawet wskaźniki wyprzedzające w sferze usług, która ucierpiała najmocniej. Choć dotyczy to przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, gdzie akcja szczepień na covid przebiega najbardziej sprawnie, to postęp widać także w przypadku tego wskaźnika w głównych gospodarkach europejskich, a przodują w tym Niemcy. Strach przed skutkami pandemii wyraźnie ustępuje nadziejom na szybki powrót do normalności, zarówno w życiu społecznym, jak i w gospodarce. Nadzieje na to wzmagają także coraz bardziej optymistyczne prognozy głównych ośrodków analitycznych. Międzynarodowy Fundusz Walutowy na początku minionego tygodnia podwyższył prognozę wzrostu globalnego PKB na ten rok z 5,5 do 6 proc. Takie tempo musi działać na wyobraźnię, nawet mając świadomość tego, że punkt odniesienia jest niski. Optymistyczne są także szacunki na przyszły rok, choć wówczas dynamika wzrostu ma być nieco niższa i wynieść 4,4 proc. Jednocześnie zarówno banki centralne, jak i rządy, podtrzymują deklaracje bezprecedensowego wspierania koniunktury. W ostatnich dniach istotne znaczenie w tej kwestii miała publikacja protokołu z poprzedniego posiedzenia Fedu.
Trudno się dziwić, że w takich warunkach na giełdy powrócił optymizm. Tym razem szczególnie widoczny był on na Wall Street. S&P 500 zwyżkował do czwartku o 1,9 proc., zbliżając się do 4100 punktów. Nasdaq Composite rósł o 2,4 proc., a nieco słabiej radził sobie Dow Jones, idąc w górę o 1,1 proc. Tu swoje robią też zapowiedzi amerykańskiej administracji kierowanej przez Joe Bidena. Planowane są kolejne programy stymulacyjne, a perspektywa podniesienia podatków na razie nie budzi niepokoju. Europa wciąż czeka na uruchomienie funduszu odbudowy, ale inwestorzy już się cieszą. Indeks we Frankfurcie zwyżkował o 0,6 proc., paryski CAC40 szedł w górę o 1 proc., a londyński FTSE 250 zyskiwał aż 2,4 proc. Nieźle radziły sobie także wskaźniki giełd krajów południa Europy, poza Włochami, gdzie zanotowano niewielki spadek.
Niewielką poprawę widać było także na rynkach wschodzących. MSCI Emerging Markets wzrósł do czwartku o symboliczne kilka dziesiątych procent, ale powrócił powyżej 54 punktów (ETF). Można mieć więc nadzieję, że spadkowa korekta w tym segmencie dobiega końca, a trwający od kilku tygodni ruch w bok zakończy się wybiciem w górę.
WIG20 niepewny, małe spółki w natarciu
Ostatnie dni na warszawskim parkiecie, mimo zgodnego ruchu głównych indeksów w górę, przyniosły jednak dość wyraźne zróżnicowanie sytuacji. Najsłabiej zachowywał się WIG20. Mimo sięgającej 1,3 proc. zwyżki nie tylko nie zachwycił, ale też potwierdził znaczenie psychologicznego i technicznego oporu, znajdującego się w okolicach 2000 punktów. Poziomu tego nie udaje się pokonać od połowy stycznia. Jedyny optymistyczny wniosek, płynący z tej obserwacji, to fakt że nadal indeks znajduje się w trendzie bocznym, a przecież mogło być gorzej, choćby tak, jak w przypadku wskaźnika rynków wschodzących. Pocieszenie to jednak dość umiarkowane, jeśli porównać, na jakich historycznych poziomach znajdują się oba indeksy. MSCI Emerging Markets, mimo przekraczającej momentami 10 proc. spadkowej korekty, wciąż znajduje się blisko historycznego maksimum, a naszemu głównemu indeksowi do osiągnięcia podobnego poziomu brakuje wzrostu o jakieś 100 proc. Wracając do bieżących obserwacji, trudno o jakiekolwiek wnioski, dopóki WIG20 nie wykona bardziej zdecydowanego ruchu, a na razie się na to nie zanosi. Bardziej klarowna wydaje się sytuacja w segmencie małych i średnich firm. mWIG40 w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia poszedł w górę o 1,9 proc., a przy tym zdecydowanie wyszedł powyżej 4400 punktów, a więc poziomu najwyższego od prawie trzech lat. Niestety, zwyżce towarzyszą malejące od kilku tygodni obroty, co nie świadczy o sile tego segmentu, podobnie jak powtórne już w ostatnim czasie cofnięcie się wskaźnika po zbliżeniu się do 4500 punktów. Kontynuacja tendencji wzrostowej będzie możliwa raczej po korekcie. Niemniej jednak, przekraczająca 12 proc. od początku roku zwyżka powinna zachęcać inwestorów do pozostania na rynku, a nawet uzupełniania portfeli. Do analogicznych działań raczej nie trzeba zachęcać zwolenników najmniejszych spółek, choć i oni powinni spodziewać się jakiegoś przejściowego ochłodzenia nastrojów. sWIG80 do czwartku zyskiwał 2,4 proc., a od początku roku rośnie o 19 proc. W środę pokonał 19 000 punktów, a więc poziom najwyższy od sierpnia 2007 r. Do historycznego rekordu brakuje już tylko 13 proc.
Indeks największych spółek miał całkiem spore grono solidnie zwyżkujących obrońców. Gdyby nie taniejące o 6 proc. akcje CD Projektu oraz spadające walory Santandera i PKO BP, mógłby zyskać znacznie więcej i prawdopodobnie wspomniane 2000 punktów zostałoby spokojnie przekroczone. Liderami zwyżek były drożejące po niemal 6 proc. papiery PGE i Taurona. WIG-energia zyskiwał do czwartku 7 proc. i była to trzecia z rzędu tygodniowa zwyżka mimo obaw związanych ze wzrostem cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Mimo ryzyka przedłużenia obostrzeń związanych z pandemią, po 5 proc. w górę szły walory CCC i LPP. Przekraczające 5 proc. odbicie zanotowały akcje Mercatora, które po debiucie w gronie blue chips, mówiąc delikatnie, nie błyszczały. Wśród średniaków nieoczekiwanie 22-proc. zwyżką błysnęły akcje Polenergii. To reakcja na pierwsze pozytywne decyzje Urzędu Regulacji Energetyki dotyczące wsparcia dla morskich farm wiatrowych. Choć nie dotyczyły one bezpośrednio spółki, są szanse, że i jej wniosek w tej sprawie będzie rozpatrzony. W oczekiwaniu na sute dywidendy po 7–8 proc. zwyżkowały walory XTB i Dom Development. „odrodzenie" po niedawnym okresie marazmu i trwającej od lat tendencji spadkowej, kontynuowały papiery Eurocash, drożejąc o prawie 6 proc. Po drugiej stronie skali znalazły się zniżkujące po 6 proc. akcje Biomedu Lublin i Ten Square Games. W przypadku tej drugiej spółki była to dość zaskakująca reakcja na informację o sięgającym prawie 80 proc. wzroście przychodów ze sprzedaży w pierwszym kwartale. Widocznie inwestorzy liczyli na więcej albo postanowili sprzedawać fakty.