Nawet w najsilniejszych trendach zdarzają się okresy, w których notowania podążają w przeciwnym kierunku. Wszystko wskazuje, że tym razem na giełdach mamy do czynienia z takim zjawiskiem. Indeksy nie mogą iść wiecznie w górę lub w dół.
Nic nie trwa wiecznie
Ponieważ od dłuższego czasu rosną ruchem jednostajnym, nadszedł czas korekty. Na razie jej skala jest niewielka i prawdopodobnie nie rozwinie się do większych rozmiarów. W takich sytuacjach mówi się, że rynek osuwa się pod własnym ciężarem. Ciężar jest spory, a miejsca do realizacji zysków niemało.
Uwaga inwestorów jak zwykle koncentruje się na wydarzeniach na Wall Street. Obserwacja tamtejszych indeksów skłania do ostrożności, ale w żadnym wypadku nie stanowi powodu do większego niepokoju. Nasdaq Composite i S&P 500 do czwartku zniżkowały po niespełna 1 proc., a „przemysłowy” Dow Jones szedł w dół o 1,4 proc. Taki układ sił sugeruje, że rosną obawy dotyczące koniunktury gospodarczej w kontekście narastającej fali koronawirusa. Ostatnio mocniej taniały akcje linii lotniczych, ale także firm działających w sektorze ochrony zdrowia. Tezę o obawach związanych z kondycją gospodarki potwierdza także spadająca rentowność obligacji skarbowych. W przypadku amerykańskich dziesięciolatek zeszła ona w ostatnich dniach w okolice 1,23 proc., co jeszcze trudno jednak uznać za w pełni miarodajny ruch. Umocnienie się dolara również nie daje jednoznacznych wskazówek ani w kwestii amerykańskiej gospodarki, ani nastawienia inwestorów do ryzyka.
Trochę niepokoju wniosło na rynki posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego. Jego efektem była decyzja o zmniejszeniu skali skupu aktywów. Widać więc, że na EBC wrażenie zrobił skok inflacji w strefie euro. Sytuacja na głównych parkietach europejskich była w ostatnich dniach dość zróżnicowana. Indeks parkietu we Frankfurcie zniżkował do czwartku o 1 proc. Po trwających od połowy sierpnia nerwowych wahaniach, ograniczających się do przedziału 15 800–16 000 punktów, DAX wyłamał się w środę zdecydowanie w dół. Co prawda można uznać, że pierwsze techniczne wsparcie znajdujące się w okolicach 15 600 punktów zostało obronione, to jednak obraz rynku uległ zdecydowanemu pogorszeniu. Kontynuacja tej tendencji może niekorzystnie oddziaływać na sytuację nie tylko na giełdach państw strefy euro, ale także na parkietach naszego regionu. Jeszcze gorzej radził sobie londyński FTSE 250, zniżkując o 1,6 proc., choć do testowania wsparcia jeszcze trochę miejsca mu zostało. Na tym tle nieźle radził sobie paryski CAC40, który zniżkował o zaledwie 0,1 proc., ale to tylko pozorna siła. Techniczne wsparcie w okolicy 6600 punktów w czwartek zostało obronione, ale wciąż wisi na przysłowiowym włosku.
Wyhamowaniu uległa tendencja odrabiania strat w przypadku rynków wschodzących. Po dwóch tygodniach dość silnych zwyżek MSCI Emerging Markets zniżkował do czwartku o 1 proc. i to mimo przekraczającego 3 proc. wzrostu indeksu giełdy w Szanghaju. Na większości pozostałych parkietów azjatyckich dominowały jednak wyraźne spadki. Podobnie było także na większości giełd naszego regionu, jak również w Ameryce Południowej. Pewne znaczenie mogło tu mieć umocnienie się dolara, ale wydaje się, że kluczową rolę pełni w tym przypadku rosnąca awersja do ryzykownych aktywów.