Polskie kopalnie węgla pofedrują do 2049 r.

Po pięciu dniach podziemnych protestów i wielogodzinnych negocjacjach górnicy i rząd zdecydowali: kres górnictwa za trzy dekady.

Aktualizacja: 26.09.2020 09:01 Publikacja: 26.09.2020 08:35

Foto: GG Parkiet

Górniczy związkowcy negocjacje z przedstawicielami rządu rozpoczęli z górnego „C" – chcieli gwarancji, by ostatnia kopalnia węgla kamiennego zamknięta została dopiero w 2060 r. Po czterech dniach i wielu godzinach negocjacji datę graniczną funkcjonowania branży ustalono na rok 2049. W międzyczasie żaden górnik nie straci pracy. Osoby pracujące pod ziemią i pracownicy zakładów przeróbczych mają zagwarantowaną pracę w kopalniach do emerytury. – Polska idzie własną drogą, zgodnie z własną specyfiką – skwitował wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń.

Taki obrót sprawy może zburzyć podstawy ogłoszonego niedawno projektu strategii energetycznej państwa i każe zastanowić się nad tym, kto będzie ponosił koszty działania nierentownych kopalń przez kolejne trzy dekady. Mimo to entuzjastycznie na wieść o podpisaniu porozumienia zareagowali inwestorzy giełdowi. W piątek po południu akcje Polskiej Grupy Energetycznej drożały nawet o 26 proc., do 6,30 zł. Natomiast notowania Tauronu rosły o 27 proc., sięgając 2,35 zł, a Enei o 21 proc., do 6,20 zł. Być może pozytywnie odebrano deklarację, że kopalnie wcześniej czy później zostaną jednak zlikwidowane i że do 2049 r. będą subsydiowane przez państwo.

Radości nie widać było natomiast na twarzach związkowców, choć w kwestii gwarancji pracowniczych dopięli swego. – Podpisaliśmy likwidację jednej z najważniejszych branż w historii Rzeczypospolitej Polskiej – podsumował Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności.

Porozumienie musi zyskać jeszcze akceptację Komisji Europejskiej.

Grunt to dobra taktyka

Protesty górników rozpoczęły się spontanicznie w poniedziałek 21 września, gdy część osób po skończonej pracy nie wyjechała na powierzchnię. Atmosfera wśród pracowników kopalń była napięta już wcześniej. Najpierw musieli przełknąć gorzką pigułkę w postaci nowego projektu polityki energetycznej państwa, przygotowanego przez Ministerstwo Klimatu. Według niego, jeśli ceny uprawnień do emisji CO2 będą dalej rosły w szybkim tempie – a taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny – to w 2040 r. już tylko 11 proc. energii elektrycznej w kraju produkować będziemy z węgla. W sierpniu 2020 r. udział ten sięgał 77 proc. Mało tego, za dwie dekady czarne paliwo ma być już całkowicie wyeliminowane ze spalania w gospodarstwach domowych. Taki dokument był dla górników nie do zaakceptowania. Nie dość, że zakładał szybszą ścieżkę odejścia od węgla niż wcześniejszy projekt, to jeszcze nie został skonsultowany z górniczymi związkami zawodowymi, zanim ujrzał światło dzienne. Związkowcy wezwali na Śląsk premiera Mateusza Morawieckiego, grożąc protestami. Na przyjazd dali mu tydzień, ale w tym czasie nie dostali od niego żadnego sygnału. To przelało czarę goryczy.

W reakcji na to część górników postanowiła zainicjować podziemny protest. Najpierw dotyczył on należących do Polskiej Grupy Górniczej kopalń Ruda (w jej skład wchodzą zakłady wydobywcze Bielszowice, Halemba i Pokój) i Wujek. To właśnie te dwie kopalnie, według wcześniejszego planu zarządu PGG, miały zostać zlikwidowane jeszcze w tym roku. W kolejnych dniach do akcji przyłączali się pracownicy innych kopalń PGG. W piątek protest trwał już w 13 zakładach (część z nich funkcjonuje w ramach większych kopalń zespolonych), a łączna liczba jego uczestników sięgnęła 400 osób.

W międzyczasie przedstawiciele rządu wysyłali w stronę Śląska niejasne sygnały. W poniedziałek rano wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin w Radiu Zet stwierdził: „Niedobrą metodą jest zmuszanie premiera do siadania do rozmów w sytuacji szantażu: że albo przyjedzie, albo robimy strajk czy przyjeżdżamy do Warszawy i robimy burdy".Jednak gdy rozpoczęły się podziemne protesty, delegacja rządowa pojechała jednak do Katowic. Na jej czele stanął wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń, a jego wypowiedzi były zdecydowanie mniej bojowe. „Jedziemy do przyjaciół, do tych, którzy całkiem niedawno nas wspierali. Nikt kijem Wisły nie zawróci. Ani strona społeczna, ani rządowa nie porywa się na to" – mówił Soboń we wtorek w Radiu TOK FM. Być może więc przyjęli taktykę negocjacyjną dobrego i złego policjanta. Ostatecznie na Śląsk pojechał ten dobry.

Negocjacje między związkami zawodowymi a delegacją rządową trwały z przerwami od wtorku do piątku, często kończyły się nocą. Ostatniego dnia udało się podpisać porozumienie, górnicy przerwali podziemny protest, a planowaną na piątek manifestację w Rudzie Śląskiej odwołali.

Kto poniesie największe koszty?

Kluczowy dla oceny podpisanego porozumienia jest szczegółowy harmonogram zamykania kopalń węgla energetycznego, który nie został do zamknięcia tego wydania gazety upubliczniony. PGG poinformowała jedynie, że jako pierwsza po wyczerpaniu złóż zamknięta zostanie kopalnia Pokój w Rudzie Śląskiej (już w 2021 r.), ostatnia zaś będzie kopalnia Chwałowice. Można zakładać, że data graniczna, a więc 2049 r., nie dotyczy kopalń Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która produkuje węgiel koksowy dla hutnictwa i której zarząd nie uczestniczył w trwających negocjacjach.

Tempo zamykania poszczególnych kopalń będzie kluczowe dla spółek energetycznych. Bo to one przecież są głównymi klientami krajowych spółek wydobywczych i już nie raz były „zachęcane" przez krajowe władze do kupowania paliwa z pogrążonych w kłopotach kopalń ponad bieżące potrzeby. Podobnie może być teraz, gdy mamy potężny problem z nadprodukcją czarnego paliwa. Jak podaje katowicki oddział Agencji Rozwoju Przemysłu, tylko przy kopalniach na koniec lipca zalegało 7,9 mln ton niesprzedanego surowca. Pełne magazyny mają też elektrownie. Górniczy związkowcy żalą się, że energetyka nie odbiera takich ilości węgla, jakie wcześniej deklarowała. Ale po drodze przydarzyła się przecież ciepła zima, rekordowy import energii elektrycznej z krajów ościennych, rosnąca produkcja prądu z odnawialnych źródeł , a na koniec pandemia, która obniżyła zapotrzebowanie na energię.

Eksperci podkreślają, że to nie jest chwilowy kryzys, bo z roku na rok krajowy rynek węgla nieuchronnie będzie się kurczył. – Moim zdaniem w Polsce konieczne jest zmniejszenie produkcji węgla, co jest efektem unijnej polityki klimatycznej, wpływającej na wzrost cen uprawnień do emisji CO2 – przekonuje Paweł Puchalski, analityk Santander BM. Wskazuje też, że jeśli dojdzie do wydłużającej się w czasie transformacji sektora węglowego, to może okazać się to ciężarem dla energetyki. – To rodzi ryzyko, że w najbliższych latach największe koszty tej zbyt powolnej transformacji mogą teoretycznie ponieść spółki energetyczne, które będą musiały kupować węgiel z polskich kopalń. Dlatego, aby zniwelować to ryzyko, w mojej ocenie konieczne jest jak najszybsze wydzielenie aktywów węglowych z energetycznych koncernów – twierdzi Puchalski.

Taki plan odciążenia koncernów energetycznych z węglowego balastu zaproponował zarząd PGE i zyskał już poparcie Ministerstwa Aktywów Państwowych. W resorcie trwają prace nad wcieleniem tego pomysłu w życie. Dziś nie ma jednak żadnych deklaracji, kiedy i czy na pewno proces ten uda się przeprowadzić.

Pojawia się też pytanie, czy bez szybkiej likwidacji kopalń PGG uda się pozyskać środki pomocowe z Polskiego Funduszu Rozwoju. Węglowa spółka walczy o 1,7 mld zł pożyczki w ramach tarczy antykryzysowej. PFR musi mieć pewność, że te pieniądze zostaną zwrócone, dlatego oczekuje od PGG realnego planu restrukturyzacji. A taki trudno będzie zbudować bez dostosowania poziomu wydobycia do kurczących się gwałtownie zamówień na węgiel. Wiceminister Soboń mówił niedawno, że rozstrzygnięć w kwestii pozyskania funduszy od PFR dla węglowych firm spodziewa się w grudniu tego roku.

Na krytyczną sytuację finansową PGG zwraca uwagę Janusz Steinhoff – minister gospodarki w gabinecie cieni BCC, a wcześniej wicepremier i minister gospodarki. Zaapelował o restrukturyzację górnictwa i likwidację trwale nierentownych kopalń. – Ceny węgla z polskich kopalń, będące pochodną kosztów wydobycia, czynią go niekonkurencyjnym w odniesieniu do węgla importowanego. Konsekwencją tego stanu są najwyższe wśród krajów UE hurtowe ceny energii elektrycznej, rosnący jej import i spadek konkurencyjności energochłonnej części gospodarki. Opisana sytuacja uzasadnia pilną konieczność opracowania i wdrożenia programu dostosowania górnictwa węgla kamiennego do funkcjonowania w warunkach rynkowych z uwzględnieniem redukcji popytu na węgiel w perspektywie najbliższych 15–25 lat – podkreślił Steinhoff.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych