Według jednej z teorii hossa na giełdach to efekt zabiegów banków centralnych. Obniżki stóp procentowych i kolejne zastrzyki płynności w myśl tego poglądu windują ceny akcji wbrew pogarszającej się koniunkturze gospodarczej. Autor w tej teorii dopatruje się cząstki prawdy. Tzn. trafna wydaje się diagnoza, że działania banków centralnych stanowią pozytywny impuls dla koniunktury na rynkach. Zresztą o radykalnych zmianach nastawienia bankierów i ich potencjalnych efektach pisaliśmy już od miesięcy, pokazując choćby, że wcześniejsze zacieśnianie polityki (np. redukcja bilansu Fedu) przekładało się dla odmiany na turbulencje na giełdach.

Bardziej kontrowersyjna jest natomiast ta część wspomnianej teorii, która zakłada, że ceny akcji rosną wbrew sytuacji makroekonomicznej. W tego rodzaju ocenach warto zachować zawsze ostrożność, bo to nie dane makro wyprzedzają trendy na rynkach, lecz zupełnie odwrotnie – to rynki dyskontują przyszłość. Wystarczy przypomnieć, że okres słabości na globalnych giełdach rozpoczął się już w lutym 2018 r., czyli na długo, zanim chór ekonomistów dostrzegł jakiekolwiek oznaki spowolnienia w gospodarkach.

Na tej samej zasadzie co bardziej optymistycznie nastawieni analitycy twierdzą, że obecnie rynki dyskontują już koniec fazy spowolnienia, a jednocześnie stopniowe wchodzenie w fazę ożywienia. Ta diagnoza wydaje się być poparta również wydarzeniami na rynkach obligacji, gdzie ostatni wzrost rentowności jest wyraźną nowością na tle poprzednich kilkunastu miesięcy, gdy papiery dłużne konsekwentnie dyskontowały zadyszkę w gospodarkach i wspomnianą zmianę nastawienia banków centralnych.

Gdzieś w cieniu tych globalnych tendencji mamy kolejną nieśmiałą próbę zakończenia marazmu na warszawskiej giełdzie. WIG formalnie pozostaje w trendzie bocznym trwającym od połowy 2018 r. Z jednej strony można argumentować, że ten okres przetrwał w całkiem niezłej formie, zważywszy na jednoczesny spadek wskaźników PMI, z którymi na ogół jest skorelowany. Z drugiej zaś relatywna słabość względem rynków rozwiniętych aż razi. Analitycy ciągle poszukują odpowiedzi na pytanie, czy program pracowniczych planów kapitałowych zdoła w kolejnych latach zbilansować ewentualną podaż akcji z mających już wkrótce ulec przekształceniu OFE – wciąż jest tu zbyt wiele niewiadomych, zwłaszcza jeśli chodzi o zaufanie i partycypację w PPK. ¶