Piotr Neidek, analityk techniczny DM mBanku

Międzynarodowy Dzień Niedźwiedzia Polarnego datowany na 27 lutego wypadł dosyć efektownie na światowych parkietach. Skala deprecjacji akcyjnych indeksów przerosła oczekiwania nawet najbardziej marudnych ursusów zaś szerokość spadków na Wall Street zaczęła martwić długoterminowych optymistów. S&P500 od początku tygodnia został przeceniony już o ponad dziesięć procent i jest to największa przecena od października 2008.r. Wówczas jednak giełdy były w fazie zaawansowanej bessy i miejsca do spadków nie było tak dużo, jak ma to miejsce obecnie. Na uwagę zasługuje fakt, że wczoraj DJIA wbił się pod wszystkie kluczowe wsparcia wynikające ze szczytów 2018-2019 a tym samym przełamał pierwsze istotne poziomy obrony. Interesująco przedstawia się koncepcja trójkąta rozszerzającego – formacji opartej na kluczowych ekstremach ostatnich 25 miesięcy. Struktura ta w połączeniu z horyzontem DJTA oraz konsolidacją widoczną na Russell2000 świadczyłaby o fakcie, że tak naprawdę od lutego 2018.r. na Wall Street panuje jedynie nieregularna korekta pędząca. Fakt ten potwierdza hossa na rynku długu a wczorajsze maksima zrobione przez trzydziestolatki umacniają ową koncepcję. To znów oznaczałoby, że po ostatnim tąpnięciu na amerykańskim rynku akcji wciąż jest za wcześnie na zakończenie spadkowej fali. Wprawdzie DJIA dotarł do 50% zniesienia kilkunastomiesięcznej zwyżki zaś S&P500 zahaczył o 38.2%, to jednak traktując formację rozszerzającego się trójkąta 2018-2020 jako nadrzędną strukturę, miejsca do spadków nadal jest sporo. Tym samym na parkietach Starego Kontynentu wciąż ma prawo dominować czerwień a skoro DAX wykonał FAKE na historycznie wysokich poziomach, to trudno być optymistycznie nastawionym do rynku akcji. WIG ściągany jest przez dolne ograniczenie kanału wzrostowego 2011-2020 zaś słabnący złoty zwiększa ryzyko dalszej ucieczki kapitału znad Wisły. Jest jednak światełko w tunelu mianowicie EURPLN dotarł do długoterminowych oporów zaś sWIG80 zaczął testować wsparcie przy 12k a skoro między indeksem największych spółek WIG20, a benchmarkiem small caps zachodzi pozytywna dywergencja, to koncepcja hamowania spadków na GPW nie jest wcale złym pomysłem.

Patryk Pyka, analityk DI Xelion

Czwartek zapadnie w pamięci inwestorów na długo. Kolejne doniesienia oraz obawy związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa poza Chiny doprowadziły do kontynuacji silnej przeceny na całym świecie. W przypadku indeksu WIG20 odnotowano najgłębszy jednodniowy spadek od czerwca 2016 r., kiedy to rynki zareagowały panicznie na wyniki referendum w sprawie brexitu. O panice możemy również mówić w kontekście obecnej sytuacji – polski indeks blue chipów zamknął ostatecznie czwartkową sesję aż 4,3% poniżej kreski. Przecena nie ominęła też z reguły bardziej odpornych na problemy zagranicy małych i średnich spółki – mWIG40 stracił 3,2% a sWIG80 3,6%. WIG20 od początku tygodnia spadł już ponad 11% i jest wyceniany najniższej od grudnia 2016 r. W całej tej dramaturgii polski rynek oczywiście nie pozostaje osamotniony. Silne spadki obserwowane są również w pozostałej części Starego Kontynentu – w czwartek niemiecki indeks DAX zaliczył zjazd o ponad 3%, podobnie jak francuski CAC40. W gronie dwudziestu największych spółek najgłębszy spadek odnotowano w przypadku akcji PKN Orlen, które zostały przecenione o 8,6%. Najmocniej zachowywały się natomiast akcje PKO BP, które straciły „tylko" 1%. Panującą obecnie ogromną monotematyczność rynku można przy okazji zobrazować na przykładzie Cormey'a - po publikacji komunikatu o zgłoszeniu w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych testów diagnostycznych wykrywających obecność koronawirusa wywołującego chorobę COVID-19, akcje spółki podrożały wczoraj o 53%. Ostatnie dni pokazują, że współcześnie rynki w coraz większym stopniu dysponują tendencją do popadania w skrajności. Jeszcze w ubiegłym tygodniu, gdy skala problemu koronawirusa oraz zagrożeń z nim związanych były już powszechnie znane, szczególnie na rynkach rozwiniętych obserwowaliśmy niepoprawny optymizm. Dziś z kolei możemy mówić o panicznych reakcjach w przypadku każdej najmniejszej negatywnej informacji pojawiającej się w obrębie tematu wirusa. Choć od końca stycznia sygnalizowaliśmy, że temat ten jest poważny, oceniamy obecną skalę reakcji w Europie oraz za oceanem jako przesadzoną. Uważamy, że odbicie z dużym prawdopodobieństwem pojawi się najpóźniej w poniedziałek i nadejdzie tradycyjnie z USA. Tąpnięcie po ujawnieniu pierwszego przypadku zachorowania, którego nie można powiązać z istniejącymi ogniskami nastąpiło również na Wall Street. Indeksy S&P500 oraz Nasdaq zaliczyły przecenę o 4,2% oraz 4,6%, co było największym jednodniowym spadkiem od pamiętnej korekty z lutego 2018 r. Tym samym, amerykański indeks S&P500 zaliczył najszybsze w historii powojennej wejście w strefę korekcyjną, które rozumiane jest jako spadek powyżej 10% od szczytu, zajęło to zaledwie sześć dni. Reakcja na ogromy wzrost awersji do ryzyka przejawia się siłą rzeczy na rynku długu. Warto zauważyć, że jeszcze przed tygodniem prawdopodobieństwo obniżki głównej stopy procentowej za oceanem na marcowym posiedzeniu nie przekraczało 10%. Dziś natomiast mamy do czynienia ze wzrostem do 100% prawdopodobieństwa cięcia kosztu pieniądza o 25 pb. Oczekiwania inwestorów w kwestii szybkiej reakcji Fed-u pchają rentowności amerykańskich skarbówek mocno w dół – w przypadku 10-latek odnotowano w czwartek nowe historyczne dołki w okolicach 1,25%. W zjawisku tym można poniekąd doszukiwać się uzasadnienia słabości dolara, który w ostatnich dniach nie wpisuje się w konwencję bycia „bezpieczna przystanią". Piątek zaczynamy od kontynuacji przeceny w Azji. Ponad 3-proc. spadek notuje japoński Nikkei. Co może zaskakiwać, podobna skala przeceny pojawia się również w przypadku chińskiego Shanghai Composite, który był dotychczas skutecznie wspierany przez tak zwaną „drużynę narodową" i w ciągu miesiąca, pomimo „stojącej" gospodarki wykazywał tendencje do odrobienia styczniowych strat. Drugi dzień z rzędu liczba nowych zarażeń w Chinach była mniejsza niż w innych krajach. W Korei Południowej Hyunadi Motor podjął decyzję o zawieszeniu pracy fabryk, które odpowiadają łącznie za 30% globalnej produkcji tej marki. W kraju tym, liczba zachorowań wzrosła już do 2022 przypadków (koreański KOSPI stracił na zamknięciu 3,3%). Tymczasem analitycy Moody's prognozują, że szanse wybuchu pandemii uległy w ostatnich dniach podwojeniu i wzrosły z 20% do 40%.

Marcin Brendota, ekspert rynku futures w BM Alior Banku

Na głównych rynkach światowych nadal utrzymują się bardzo negatywne nastroje. Główne indeksy zagraniczne w okresie ostatnich 6 sesji zmiotły całą poprzedzającą kilkumiesięczną zwyżkę, cofając przykładowe indeksy S&P500 oraz DAX do poziomów z października 2019. Z jednej strony pojawiają się opinie o nadmiernym przereagowaniu rynków, z drugiej niektóre banki inwestycyjne już szacują, że tegoroczna zmiana zysków spółek będzie płaska, w miejsce szacowanego wcześniej wzrostu. Niemal pionowa ściana spadków z pewnością spotka się ze wzrostowym odreagowaniem, ale pytanie o skalę oraz właściwy moment jego zainicjowania, na dzień dzisiejszy pozostają bez odpowiedzi. Faktem jest że ceny złota, przynajmniej chwilowo przestały rosnąć. Może również zastanawiać odbicie rentowności włoskich obligacji, aczkolwiek dla amerykańskich jest nadal notowany spadek. Na krajowym rynku wszystkie spółki indeksu bazowego spadają, i w przypadku nawet największych podmiotów skala zniżki przekraczała wczoraj 5%. Dla przykładowo PKNORLEN, gdzie szacowane jest obniżenie marż rafineryjnych oraz generalny spadek na paliwa, w tym lotnicze, reakcja rynkowa znajduje silne oparcie. Po historycznych dołkach szorują m.in. spółki energetyczne co oprócz globalnego nastawienia znajduje też swoje źródło w decyzjach motywowanych politycznie. Dla FW20 najbliższym punktem podparcia jest psychologiczna bariera 1800 pkt. Początek sesji pod wpływem dalszej zniżki kontraktów terminowych na DAX i SP500 od wczorajszego popołudnia prawdopodobnie pozostanie spadkowy.